To mogło być cokolwiek. Czapka marynarska – jak najbardziej…
Nie wiem, kim są ci młodzi ludzie. Ale kilku rzeczy się domyślam. Zdjęcia zostały zrobione najprawdopodobniej około roku 50. ubiegłego stulecia. Młodzież z okolic Kostrzyna, Krzeszyc, Gorzowa…
Błona filmowa z ogromną ilością srebra, ale aparat – bardzo słaby. Ojciec mówił, że wystarczyło mieć wtedy aparat za 5 złotych, żeby 50 – zarobić. Jechało się na wieś, w niedzielne popołudnie, z kawałkiem prześcieradła – zastawki, z dziurą na głowę i obowiązkowymi jeleniami na rykowisku. Do tego napis: Na zawsze Twoja, Miła pamiątka znad morza, Kocham cię, Nigdy mnie nie zapomnisz…
Wkładało się najlepsze kiecki, a wybór był prosty, bo niewiele ich w ogóle było w szafie. Do tego brożka, łańcuszek, jakaś klamerka lub szpilka we włosach… Często te same precjoza są widoczne na wielu ujęciach…
Albo zdjęcie z białym niedźwiedziem, na deptaku w uzdrowisku czy kurorcie. O, to było coś!
Zdjęcia w marynarskiej czapce czy to ‘Na wieczną pamiątkę…’ przez lata całe tkwiły za szybą w kredensie w pokoju stołowym (pokój stołowy… – kto dziś jeszcze używa tego określenia), zatknięte za lusterko, wisiało w zgrzebnej drewnianej ramce obok krzyżyka lub portretu młodożeńców…
Ludzie lubili się fotografować. W odmiennym od codziennego otoczeniu. Chcieli widzieć siebie w innym świecie, w odświętnym stroju i pozie, znanej z portretów możnych i bogatych…
Być jak oni lub przynajmniej być kimś innym.
Przejaw kryzysu poczucia własnej wartości? Jakaś tęsknota lub atawistyczna nuta?
Wyróżnić się, widzieć siebie innym, ciekawszym, atrakcyjnym, powabnym… Z drugiej strony – zobacz, nie jestem takim, jakim mnie na co dzień widzisz, przyjrzyj się jak wyglądam naprawdę…
Reakcja na zmiażdżenie świata wartości w latach drugiej wojny światowej? Zapewne tak. I tysiąc innych powodów.
Pamiętam szaleństwo początku lat sześćdziesiątych. Pianek pustyni albo chryzolit. Każda kobieta chciała mieć pierścionek z takim oczkiem. Im większy, tym pozycja towarzyska wyższa.
Losowanie samochodów, co kwartał, dla posiadaczy specjalnych książeczek i wkładów oszczędnościowych PKO.
– Wygrałam samochód!
Jak to brzmiało. Jak nobilitowało.
W niedzielę, 180 metrów do kościoła, cała rodzina jechała autem z loterii. Po mszy – do cukierni – też autem. No bo przecież, jak? Mam auto i będę szła z całą tą resztą na piechotę?
Kolor auta zmieniał całkowicie kolorystykę garderoby. No, chyba, że buty były popielate. Tak, te pasowały właściwie do wszystkiego, ale noski musiały mieć wąskie.
O ile w tamtych czasach wzrastał u ludzi poziom endorfiny, gdy na kilka sekund, na czas jednego zdjęcia zakładali na głowę marynarska czapkę> Co dziś powodować jest w stanie równie wysoki poziom hormonu szczęścia?
A może skala miernika naszego dobrego samopoczucia zmieniła biegunowość? Może bardziej liczy się to, by w tym stanie hektyki, gdy trzymamy w dłoni bukiet z pawich piór symboli podkreślających poziom naszego miejsca w hierarchii społecznej nie utracić owych piór zbyt wiele lub też by ich wartość w ocenie innych nie spadała poniżej określonego poziomu?
Stare zdjęcia, stare gazety, książki, jakieś duperele… Biorę je do ręki po tylu latach, z prawdziwą przyjemnością. Albo to raczej one ową przyjemność ongiś skumulowaną – teraz mi ją oddają. Przypominają. Przywołują i potwierdzają. Że był to czas, gdy suma doświadczeń pozytywnych zdrowo i niekiedy z sukcesami konkurowała z sumą odczuć negatywnych.
P.s. Mają te drobiazgi moc tylko dla ciebie, tylko dla mnie. Gdy te szufladę otworzy ktoś inny – pokiwa głową – po co on tyle tego tu trzymał, toż to śmieci. Możesz mi podać ten kosz, albo nie, od razu wrzucimy do tamtego wora na śmieci…