W tytule tych rozważań nie ma cienia przesady.
Stettin nigdy nie był miastem morskim.
Szczecin nigdy nim się nie stanie.
_____________________________
*** PODAJ, PROSZĘ, DALEJ ***
—————–
Tak, wiem, wiem, wiem…
Proszę mi wierzyć, już zaczynałem pisać o piątym zeszycie morskim, wydanym przez Szczecińskie Towarzystwo Kultury, gdy… wpadł mi w ręce PIERWSZY numer tygodnika „Ziemia i Morze” z 1956 roku!
Gazety, która dla szczecińskiej rzeczywistości była tym, czym dłuto dla Auguste Rodina. Za swoje motto i przesłanie wybrała tytuł zbioru reportaży Franciszka Gila, a dziennikarskim entuzjazmem i konsekwencją umacniała fascynację Szczecinem.
Ostatnio, w rozmowie z kol. kol. Bogdanem Twardochlebem i Arturem D. Liskowackim (niebawem w www.koneser.club ukażą się dwa pierwsze odcinki ich refleksji nad brzaskiem „szczecińskiej” literatury) ten właśnie tytuł – „Ziemia i Morze” nazwałem piętnem, które dziś powinno boleć i zawstydzać. Z hasła i alertu jakże motywacyjnego, stało się dziś pustym zawołaniem, które nie dość, że nie budzi echa, to wręcz staje się nieme. Hasło, które powinno otwierać naszą, Zachodniopomorska Konstytucję.
Ale my konstytucji nie tworzymy, my ją łamiemy. To nasza nowa specjalność.
A wtedy, w 1956 roku byliśmy już tak blisko zdefiniowania ideału życiowego, jedynego dla ludzi z pogranicza ziemi i morza. Ale… nam przeszło.
Bo nam zawsze… przechodzi.
Mamy niedorozwój takich cech jak konsekwencja, przekonanie, przeświadczenie o słuszności i konieczności. W stanie embrionalnym nosimy w sobie poczucie obowiązku, odpowiedzialności, pilności i dokładności.
Tak, ma pan rację – wymieniam cechy ludzi morza. Ale my nimi nie jesteśmy. A ja zastosowałem tutaj taki chwyt stylistyczny – twierdzenie przez negację.
W ostatnim felietonie pisałem, że podstawą osiągania celu jest wola. Nazwałem ją: polityczną. Musi być przywódca, który jak ten rolnik spod Międzyzdrojów, gdy po stu latach deptania jego pól i zagonów przez pruskie i szwedzkie wojska, w końcu machnął ręką i powiedział – basta, teraz będziemy łowić ryby. Zbudował z innymi rolnikami łodzie i wypłynął na morze. Rybołówstwo łodziowe na poziomie około stu jednostek ciągle funkcjonuje na Pomorzu Zachodnim.
Wspomniałem, że obok woli politycznej trzeba mieć wyobraźnię. Wyobraźnia jest podglebiem odwagi. Odwaga jest niezbędna do pokonywania przeszkód prowadzących nas do osiągniecia wymarzonego, wymyślonego, ale wyraźnie wskazanego celu. Cel – jak Scylla i Charybda, ale też jak latarnia morska lub gwiazda betlejemska – orientuje nas na drodze życia.
Dziś do tej wyliczanki dodaję kolejny element tworzenia społeczeństwa morskiego. Jest nim… PRASA. Każda rewolucja miała swoją Iskrę, Gwiazdę lub Trybunę. Aby tworzyć nowy porządek rzeczy – w 1956 roku powstała „Ziemia i Morze”.
Gazeta, a w dzisiejszych czasach prasa multimedialna – codzienna, profesjonalna, powinna być jak kartka z niegdysiejszego kalendarza ściennego. (Ha! Były takie!). Książki, wieszane na ściennie, z kartkami do wyrywania. Rano człowiek wstawał, zrywał kartkę, czytał, jaki dziś dzień mamy, są imieniny, jakie przypadają w tym dniu rocznice, a na odwrocie znajdował przepis na zupę ogórkową lub placki ziemniaczane. I w ten sposób zaczynało się dzień.
Dziś gazety morskiej NIE MAMY!
Więc rano możemy sobie zerwać wzór z tapety albo obrazek przodka, ale z faktu owego zerwania i tak nic nie wyniknie.
Przez wiele, wiele lat Polskie Radio w Szczecinie (to strasznie ważne, aby pamiętać tę nazwę, zmienioną w wyniku zważenia się czyjejś szarej materii) nadawało o poranku Studio Bałtyk, a po południu – Przegląd Aktualności Wybrzeża. W ciągu dnia pojawiał się stały komentarz „Z portów i mórz”, a do tego – mnóstwo audycji odnoszących się do morskiego gospodarowania. W niedzielę rano – Radiokuter – audycja satyryczna, jak sam tytuł wskazuje – nieustannie nawiązująca do obyczajowości morskiej, marynarskiej, żeglarskiej. Codziennie mówiło się o uprawianiu morza!
Kiedy Władysław Daniszewski zaproponował mi kolejny powrót do telewizji, powiedział:
– chodź, a dostaniesz, co chcesz.
Poprosiłem o Morski Czwartek. Wiadomości Kroniki trwały pięć minut, a 25 pozostałych – poświęciliśmy sprawom morskim.
Ale naczelny odszedł, przyszedł nowy i wszystko pozmieniał. Tylko kierunku i rytmu fal uderzających o morski brzeg nie odważył się zreformować.
Telewizja Szczecin nie była zdolna, intelektualnie zmotywowana, aby – wzorem Gdańska, przynajmniej próbować stworzyć stały, ukazujący się systematycznie program dotyczący zagadnień morskich. Program taki, na ponad osiem lat, powstał dzięki Andrzejowi Turskiemu, z którym od zawsze współpracowałem w Radiokurierze, potem radiowej Trójce i wreszcie telewizyjnej Jedynce. To on – po obejrzeniu pierwszego odcinka Magazynu MORZE, https://www.youtube.com/watch?v=vE5k_ks1eBY który nagrałem dzięki przychylności Zbigniewa Turkiewicza z Morskiego Ośrodka Kultury (Te ośrodek! To jest temat!) zatelefonował z pytaniem
– Dasz radę, co tydzień, 20 minut, w południowym paśmie niedzielnej Jedynki? Lepszego pasma z lepszą oglądalnością nie mam!
Ostatnie odcinki Magazynu MORZE ukazały się w 1996 roku.
Przez osiem lat, w każdą niemal niedzielę, piraci z czołówki programu śpiewali swoją pieśń o ich królu, na tle wielkiej bitwy morskiej. Niekiedy wydania specjalne ukazywały się w soboty, a te z czasem zamieniły się w miesięczniki ekologiczne pod tytułem „Żyć”. Te programy były współredagowane z europejską unią regionalnych stacji telewizji publicznych Circom Regional.
Jakie dziś mamy programy morskie na naszych antenach? Jakie gazety, czasopisma, portale morskie redagowane są w Szczecinie?
Ż A D N E!
Czy wydano zakaz tworzenia i redagowania takich przekazów? Nie słyszałem o czymś podobnym.
Jest jeden, z wyrazem: szkoła w tytule. Dobre i to, choć ani to pasmo edukacyjne, ani poznawcze, a jedynie magazynowe. I o tym, i o tamtym, a jak się zdarzy – to i o czym innym. Z szantami w roli nadzienia. No i Kurier morską kolumnę zredaguje.
Żadna wola polityczna, kreśląca cel, zrodzony z wyobraźni, bazującej na warunkach i potrzebach nie zostanie zrealizowany bez propagandowego sztandaru. Bez wszystkich tych atrybutów oddziaływania na społeczeństwo, które niesie w sobie PROPAGANDA. W tym najczystszym i prawdziwym jej sensie.
A dlaczego nawiązałem do pierwszego numeru „Ziemi i Morza”? Bo ukazało się w nim ogłoszenie, które przypominam.
Zaczyna się tak:
„Halo ludzie morza!
Marynarze Polskich Linii Oceanicznych i Polskiej Żeglugi Morskiej, Rybacy!”
Dziś ludzi takich już nie ma?
Wtedy – proszę zwrócić uwagę na jeszcze jeden, szalenie istotny szczegół: gazeta miała siedzibę w Szczecinie, a oddziały w Gdańsku, Koszalinie i…. Poznaniu!
To ja rozumiem! Szmat Kraju Przymorskiego! Jakby naturalnie wzmocniony biegiem Odry.
Jaki był skutek tego apelu i zaproszenia? Nigdy nie przekroczył siły porównywanej z „piątką” w skali Beauoforta.
Gdyby nasze polityczne wydmuszki, co dziś piastują z naszego, wyborców nadania, najważniejsze urzędy w mieście i regionie, zdobyły się na refleksję, zapytali, sięgnęli do starych gazet, może tym sposobem odnaleźliby drogę, która dla mieszkańców Kraju Przymorskiego jest jedyną i najbardziej obiecującą wizją rozwoju tych ziem.
Ale to się nie wydarzy. Z prostych przyczyn, które obserwujemy od tylu już lat. Oni nie mają woli politycznej, wyobraźni, determinacji, odwagi i celu. Wystarczają im szprotki w puszce i śledzik pod pierzynką. EWENTUALNIE CHIŃSKI KARP NA WIGILIĘ.
I nieustanny remont oraz modernizacja Alei Wojska Polskiego, która pochłania miliony, tudzież budowanie naukowych blaszaków nad Odrą lub przeciekających basenów.
– Boże, mój Boże, czemuś nas nimi pokarał?
A Mój Boże zasmucił się, zacisnął wargi i stuknął pięścią w stół.
– Samiście sobie takich cudaków sprawili.
________________
Żeby nie było, że nie spróbowałem:
czy dziś ktoś podejmie to wyzwanie i napisze reportaż, korespondencje felieton lub esej „morski”
Zapraszam!