W tytule tych rozważań nie ma cienia przesady.
Stettin nigdy nie był miastem morskim.
Szczecin nigdy nim się nie stanie.
_____________________________
*** PODAJ, PROSZĘ DALEJ ***
—————–
I mam się nie denerwować, tak?
Dość trosk i wariactwa mamy wokół! Nie musimy sami sobie „dorzucać do pieca”.
Rada mądra, słuszna, ba, prozdrowotna.
Chyba, że wybierzesz się z Zenonem Owczarkiem na wyprawę szlakiem pomorskiego malarza, Hansa Hartiga, który – według badań Zenka – odnotował w swoim rejestrze niemal trzy tysiące płócien, jakie stworzył tu, na Pomorzu.
Jedni sporządzali mapy, inni pisali kroniki, a Hans Hartig malował te okolice. Warunek – na każdym obrazie musiało być… morze albo rzeka. A na jednym był ogródek piwny w Gartz I katedra w Prenzlau.
– Czy każdy region miał swojego, wtedy, malarza?
– Dobre pytanie. Warte gruntownych studiów – odpowiedział mój szkolny kolega, dziś ekspert w sprawie Hansa Hartiga i kolekcjoner malarstwa oraz…. Czegóż Zenon nie zbiera… – Ale Hartig bez wątpienia należał do najpilniejszych…
– …dokument-artystów?
I bateria w kamerze się rozładowała…
Po nową pobiegłem do auta na parking przed latarnią morską w Niechorzu. Kątem oka zauważyłem łódź. Taki klasyczny rybacki kuter, którego konstrukcja i kształt, łupinowy, był wynikiem wiekowych doświadczeń ludzi sięgający po bałtyckie ryby. Zrobię jej później zdjęcie, pomyślałem i pobiegłem pod latarnię, by kontynuować nasze śledztwo w sprawie… wzorcowego ogrodu pomorskiego. Zdaniem Zenona, a potwierdzają to badania naukowe, Hans Hartig otrzymał zlecenie, by namalować bogoojczyźniany obraz pomorskiego ogrodu. Echt weimarski. Podnoszący ducha i wzmacniający morale. On, malarz morza i statków, miałżeby malować malwy, bratki i stokrotki? Czemu nie, pod warunkiem, że tam, w samym kąciku, tym prawym górnym, będzie widać… morze.
Obraz stał się sławny i… zaginął. Ocalały kopie i warianty jego wyglądu. Czy ogród znajdował się w miejscu, w którym wzniesiono latarnię morską w Niechorzu?
– Niewykluczone. Hartig robił długie spacery morskim brzegiem. Mógł dotrzeć tu z Rewala. Wydaje się, że tu właśnie, w tej okolicy, przy dzisiejszej latarni mogły znajdować się działki z letnimi domkami, a tym samym ogrodami.
No tak. Brzeg zbyt wysoki, by wciągać nań łodzie czy sieci…
– A propos, widziałeś tę łódź przy skansenie rybackim?
– Tak, na burcie ma numer NIE-2.
– Normalne, Niechorze-2… – wykazałem się znawstwem przedmiotu.
I… I ugryzłem się w język.
Więc to nie jest atrapa? To nie turystyczna atrakcja, tylko najuczciwsza w świecie, spracowana łódź rybacka?
Przyspieszyliśmy kroku.
– Chyba wiem, gdzie widziałem taki napis na burcie, ale z jedynką…
Zacząłem w pamięci szukać, czy kiedykolwiek natknąłem się na rybackie przekleństwa i złorzeczenia, ale widok kutra, jaki ukazał się moim oczom – wyzwolił tylko jedno, niedokończone słowo…
– Czy wyobrażasz sobie, aby gdziekolwiek na świecie, a tym bardziej w kraju, cholera, morskim, ktoś w taki sposób obchodziłby się z uczciwą rybacką łodzią?
Pamiętam rozterki archeologa Stefana Garczyńskiego i innych muzealników, którzy na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich odkryli… zakopane łodzie, średniowieczne. Odkopali je, zbadali i… zakopali. Bo nie było żadnych możliwości, aby – wzorem kogi z Bremy – stworzyć dla tych łodzi „akwaria”, w których mogłyby przetrwać na ludzkim widoku kolejne dziesięć wieków. Tam, w ziemi, drewno miało najlepsze warunki konserwujące.
Skandynawowie, Francuzi, Brytyjczycy… Wszyscy, jak nad upuszczoną hostia, klękają, gdy natrafią na pamiątki z przeszłości. Nasza “morska” przeszłość liczy sobie kilka dziesięcioleci. Od czegoś trzeba przecież zacząć.
ALE MY – ŁÓDŹ RYBACKĄ NIE-2 WYSTAWILIŚMY NA POHAŃBIENIE.
Na deszcz i mróz, na wysypisko próżności wakacyjnej…
Ile ta łódź odbyła rejsów, jak dbała o bezpieczeństwo szypra i rybaków, ile ryb przywiozła do portu?
I co?
Teraz – jako zapewne jedyny tego typy zabytek – za dwa trzy lata zamieni się w stertę desek, które troskliwy gospodarz miasteczka każe wyrzucić, posprzątać tę naszą dumną “morskość”, zasiać trawkę. Zresztą, ta sama się tu zasieje.
Szczecin jest miastem morskim.
Każde z pomorskich miast i osad jest – tu podlewam emocji i dodaję szczyptę patriotyzmu – dowodem, że Polacy: są narodem morskim.
Księże Tischnerze. Jak brzmiałaby księdza odpowiedź na to twierdzenie? Prawda to? Proszę?
Przepisy wyraźnie określają, co jest, a co zabytkiem nie jest. Ta rybacka łódź pewnie zabytkiem w rozumieniu administracyjnym nie jest, bo np. nie powstała przed 1945 rokiem albo nie liczy sobie jeszcze 50 lat.
A kiedy ktoś zauważy, że właśnie minął zabytkowi wymagany przepisami wiek – gospodarz i właściciel obiektu (na czyim gruncie stoi ta łódź) powie – sorry, mój Winetou, łódź jest okazem, ale… ruiny.
Wieczorem, Zenon przysłał mi wiadomość na temat kutra NIE-2.
„Kojarzyłem ten kształt z produktami stoczni w Nowym Warpnie, ale nie byłem pewien. W filmie „Proces” z 1957 r. w tejże stoczni sfilmowano kuter „Nie-1”. Na 99,9 % „Nie-2” też jest z Nowego Warpna. W załączeniu stopklatka z filmu.”
Czy powstały kolejne jednostki z taką numeracją? Tak, gdzieś natknąłem się na “NIE-4”. Na stronie Niechorza przeczytałem:
Tutejsze kutry rybackie oznaczone są na burcie napisem „NIE”. Wcześnie rano, można tu kupić także ryby bezpośrednio z łodzi, od rybaków. Zacumowane kutry, morze i plaża tworzą piękne i uwielbiane przez turystów tło do pamiątkowych zdjęć.
„Także ryby…”. Autor opisu zapomniał dodać, co przede wszystkim można kupić od rybaków? Bo ryby – z opisu – są jakimś dodatkiem tylko.
Przed wojną Liga Morska i Rzeczna podjęła narodową akcję zbierania funduszy na budowę floty narodowej. Akcja się udała i nie udała zarazem.
Dzisiejsi działacze Ligi czy Klubu Kapitanów, skoncentrowani m.in. na degustacji lodów w Morskim Centrum Nauki lub paradujący skwerem kapitańskim – rzadko chyba bywają w Niechorzu. Gdziekolwiek zresztą, gdzie leżą wstydliwe “argumenty” wmawiania tzw. opinii społecznej, że Szczecin jest miastem morskim.
Na szczęście szczecińska społeczność ma swoją “morskość” w umiarkowanym zainteresowaniu. Bo kiedy staliśmy z Zenonem, roniąc wirtualne łzy wzruszenia nad NIE-2, nikt, absolutnie nikt z przechodzących obok turystów nie zainteresował się łodzią. Syn nie zapytał ojca – czy to kuter? Żadna z roznegliżowanych dam nie podniosła rękę pod serce wyczuwając naturalną, kobiecą trwogę o życie i zdrowie rybaków.
Ot, stoi ten wrak, na publicznej (chyba) ziemi od tak dawna, że już nikt go nie widzi.
Jest jak przedmiot nie z tego świata. Bo tak w istocie sprawa się przedstawia. Gdyby w tym miejscu stała budka z piwem albo cukrową watą – panowałby istny tłok.
Polacy – narodzie morski, wszystkiego dobrego!
p.s. a co o sprawie sądzą tak licznie reprezentowani na FB – rybacy?