W tytule tych rozważań nie ma cienia przesady.
Stettin nigdy nie był miastem morskim.
Szczecin nigdy nim się nie stanie.
_____________________________
*** PODAJ, PROSZĘ DALEJ ***
—————–
Ostatni felieton tego cyklu zakończyłem piskliwym apelem, skierowanym do PT Rybackiej Społeczności, by zareagowała na los NIE-2, łodzi rybackiej, kutra, dogorywającego pod latarnią morską w Niechorzu.
Kto na mój apel odpowiedział?
Nikt.
Ile w tym czasie opublikowano zdjęć z cyklu „I love polskie morze?” Dużo. Pluski niemrawych fal, zblazowane zachody słońca, ociekający nudą widok pustych plaż. I love polskie morze!
Natrafiłem na kolejne informacje dotyczące NIE-2.
Cóż za zaskakująca historia.
Okazuje się, że jest to własność prywatna. Jednostka została kupiona przez entuzjastę łodzi rybackich, związanych z Niechorzem. Pan Jarosław Juszczak napisał:
„Kilka lat temu (jako archiwista z zawodu) zacząłem tworzyć książkę o historii łodzi rybackich z Niechorza. Wyszukując historie poszczególnych łodzi służących w Niechorzu (od 1945 roku do dzisiaj) wpadłem na trop jednej z nich, wybudowanej w 1974 roku NIE-2, która w grudniu 1995 roku została sprzedana do Świnoujścia, gdzie służyła do około 2021 roku. Mało tego, okazało się, że nie została skasowana, ale zachowano ją na prywatnej posesji. Łódź udało mi się odkupić w sierpniu 2023 roku i (dzięki życzliwości niechorskich rybaków oraz Stowarzyszenia Miłośników Tradycji Rybołówstwa Bałtyckiego) zholować do Niechorza drogą morską, a następnie przewieźć na teren przy latarni morskiej.”
To cytat z wpisu na stronie https://zrzutka.pl/sp54v5:
Oto przykład kreatora naszej morskości.
Bez walenia w propagandowy bęben pałkami pustosłowia, konkretnie, z wielką determinacją, za własne pieniądze – Jarosław Jaszczuk chce ocalić tę łódź.
Ustawiona w niezwykle atrakcyjnym z turystycznego punktu widzenia miejscu – mogłaby rzeczywiście przyczynić się do – jakkolwiek to zabrzmi – uświadamianiu ludziom, na czym polegały, a w odniesieniu do kilkuset rybaków współcześnie łowiących na Bałtyku – jak wyglądają dziś realia pracy rybaka.
Jeśli zapytam – ile razy w ciągu dnia, bez najmniejszych emocji, przechodzisz obok różnych modeli aut, kosztujących niekiedy majątek – każdy odpowie zdziwieniem – obok pięciuset, a może nawet tysiąca?
Na nikim wrażenia nie robi już nawet bolid formuły 1.
A ilu z nas może stanąć i oprzeć się o burtę bałtyckiej łodzi rybackiej? Ilu potrafi wytłumić szum wakacyjnej beztroski, wyciszyć się, wyobrazić sobie siebie samego na pokładzie tej łupiny, płynącej ostrym kursem na falę w takiej odległości od brzegu, która pozwoli stracić jego widok z oczu?
Nic, tylko morze wokół, zapada zmierzch lub wschodzi właśnie słońce. My na tej łodzi. Płyniemy…
Widzimy ten obraz? Ten nagle się zmienia.
STOIMY NA POKŁADZIE TEJ SAMEJ ŁODZIE, ALE W STANIE DZISIEJSZYM, PEŁNEJ CHWASTÓW, TRAWY UKORZENIONEJ W POSZYCIU, Z ROZKLEKOTANĄ I ROZLATUJĄCA SIĘ NADBUDÓWKĄ, Z WODĄ, WDZIERAJĄCA SIĘ DO WNĘTRZA ŁODZI PRZEZ ROZSZCZELNIENIE W DESKACH POSZYCIA BURT?
A przecież tak niedawno NIE-2 była morskim mercedesem!
Zwinna, śmigła, radosna wręcz łódź, idąca ostro pod wiatr, by po kilku godzinach wrócić do portu, na brzeg z obfitym połowem.
Nie znam pana Jarosława Juszczaka. Nie wiem ilu takich cichych entuzjastów sprawy morskiej w Polsce mógłbym znaleźć? To oni są listkami figowymi na naszym, tak ekshibicjonistycznie manifestowanym morskim charakterze naszego kraju.
Ta morskość tutaj właśnie, w historiach takich jak ta, bierze swój początek. Jest on krótki, jak lista osób wpłacajacych środki na ratowanie NIE-2.
Tymczasem…
Tymczasem wczoraj otrzymałem sygnał, że ruszają prace nad nową edycją Międzynarodowego Kongresu Morskiego.
No, zatrzęsło mną – nie powiem – mocno.
Już widzę te kwoty na przejazdy, hotele, rauty, bankiety, toasty, reklamówki, na długopisy, smycze, notatniki, na hostessy, firmy nagłaśniające, rejestracje video, kwiaty i unoszący się nad kongresem duch Eugeniusza Kwiatkowskiego.
Jako reporter nie zrezygnowałbym z możliwości zadania kilku pytań twórcy Gdyni.
– Panie inżynierze, szybuje Pan nad ta ideą po to, by ją rozświetlić czy… zbombardować?
– Jaką Gdynię 2025 mógłby Pan zbudować, zaczynając swoje dzieło od organizacji kongresu? Podkreślę – międzynarodowego!
– W czym widzi Pan moc kongresu jako żądła polskiej gospodarki morskiej roku 2024?
– Czy zna pan ze swojej obecnej niebiańskiej perspektywy przykład jakiegokolwiek kongresu morskiego, który w sposób niezaprzeczalny i trwały doprowadził do niekwestionowanych sukcesów w sferze gospodarki morskiej?
– O, panie inżynierze, odchodzi Pan? A moje pytania? Przepraszam… Przecież pańskie nazwisko już tu padło. Patronuje pan temu kongresowi. Hallo!
Nie rozumiem. Czy uraziłem jaśnie wielmożnego Ducha? Powoli niknie mi z oczu w mgle sentymentów. Nagle odwrócił się, tak, widziałem, pokazał mi chyba jakiś gest… Ach, te moje okulary. Co to mogło być? Panie inżynierze, hallo! Kongres, Szczecin, in, in, in…
——-
Braci rybacka, co robimy? Wpłacimy pieniądze na ratowanie NIE-2 czy wywrzemy presję na uratowanie tej łodzi z np. kongresowych pieniędzy?
Tak, podoba mi się ten pomysł.
Wystąpimy z petycją do organizatora kongresu, pana Rafała Zahorskiego?
Pierwsze zdanie takiego apelu mogłoby wyglądać mniej więcej tak:
„W trosce o wymierny, widoczny i materialny efekt kongresu, zwracamy się z prośbą o uwzględnienie w kosztorysie imprezy (która, nota bene, odbędzie się choćby nie wiem co) środków na uratowanie łodzi rybackiej „NIE-2”.
Apel ktoś podpisać musi. A kto w środowisku szczecińskich rybaków cieszy się największym autorytetem?
Proszę o nazwiska.
P.s. narzędzia reklamowe Facebooka podpowiadają mi, jaką skuteczność będzie miał ten mój apel.
W pozycji – odsłony: 20-25 osób.
Aktywne reakcje – NIKT.
Miłego dnia, z pozdrowieniami 0 06:49