Część trzecia reportażu po wystawie: Szczecin w malarstwie z przełomu XIX i XX wieku ze zbiorów kolekcjonerów szczecińskich
Czy szczecińscy miłośnicy i kolekcjonerzy sztuki mogą zapoczątkować „modę na sztukę” w mieście i regionie?
Trzecia część reportażu po wystawie SZCZECIN W MALARSTWIE Z PRZEŁOMU XIX I XX WIEKU – stawia pytanie o KONTYNUACJĘ.
O wykorzystanie pokaźnych i artystycznie ważkich kolekcji malarstwa oraz rzeźby.
Wczoraj odwiedziłem jednego z kolekcjonerów. To nie ja, a On jest chirurgiem. Lecz ja mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić – kolekcjonerstwo jest nieoperowane. Ale jest – chwała Bogu – zaraźliwe, a każda transplantacja przyjmuje się bez żadnych skutków ubocznych.
Zbiory, które zobaczyłem, nie dość, że sięgają i już wchodzą na sufit w kto wie, czy nie najwyższym mieszkaniu w mieście – to są tak różnorodne i zajmujące, że trudno utrzymać w ryzach emocje podziwiając mini-miniatury i obrazy na kamieniach, serie tematyczne i autorskie. wachlarze i palety.
Tyle dygresja – wracam do narracji reportażowej…
W roku 2016 kolekcjonerzy zorganizowali wystawę dzieł Eugena Dekkerta. Równolegle, ekspozycję dzieł tego samego malarza zaprezentowało Muzeum Narodowe w Szczecinie. Kolekcjonerzy mieli dziesięć płócien, muzeum – dziewięć.
Nie idzie tu o żadną rywalizację!
Prezentuję jedynie stan faktyczny.
Kolekcjonerzy to jest żywioł. Poza pasją i umiłowaniem – posiadają konkretne dzieła sztuki. To skarbnica i szacunek dla dokonań pokoleń Autorów, bez względu na polityczny czy geograficzny układ państw i relacji między narodami, z jakich ci twórcy się wywodzą oraz pochodzą.
Ten dorobek się liczy. Jest przesłanką do wzajemnego porozumienia, może być nowym, wspólnym mianownikiem budowania sąsiedzkich relacji.
Lecz – jak w tym porzekadle: mówił chłop do obrazu, a obraz ani razu – postulaty kolekcjonerów, ledwie szeptem wypowiadane, nie są przedmiotem zainteresowania lokalnych decydentów.
Kiedy poznałem tajniki finansowe i kalkulacje kosztów wystaw takich jak ta w Willi Lentza – nie mogłem wprost uwierzyć, jak „majestat” państwa feudalnie traktuje prywatne zbiory! A to są kolekcje unikatowe, z okazami niepowtarzalnymi, jednostkowymi, jedynymi na świecie.
A skoro o porzekadłach była mowa, dodam jeszcze jedno: grzechem jest dawać i prosić.
Czy wyjaśnieniem tego fenomenu niepełnosprawności w zaspakajaniu naszych elementarnych potrzeb z wyższej półki, o czym powie w tym reportażu pan Marek Wyłupek jest zwykły brak wyczulenia, wrażliwości i wykształcenia ludzi zarządzających społecznymi środkami?
Pewnie tak. Ale z czego on się wziął? Kto przeprowadził na nas tę kastrację doznań i uczuć wyższych?
Nasi wybrańcy!
Organizatorzy m.in. koncertów Divy na opuszczonym moście, pieszo-rowerowym. Gdzieś, w szczerym polu. Za grube dziesiątki tysięcy złotych, zebrane w sumę przekraczającą wynik pięciozerowy!
Taki mają gest.
Albo finansując wakacyjne śpiewanie (sobie) na zamkowym dziedzińcu. Kto zabroni bogatemu i dobrze skolegowanemu?
Niestety, w szeregu z niedokształconymi urzędnikami staje wcale nie „terakotowa” armia szczecinian. Mieszkańców tego regionu.
To my jesteśmy bywalcami muzeów, galerii, sal teatralnych. Kupować będziemy, jak nienasycone gęsi wszystko, co „oni” nam sprzedadzą, uznając, że jest Okej?
Czy w Szczecinie będziemy jeszcze w Teatrze Polskim mieli „teatr polski”? Dyrektor twierdzi, że wszystkie lektury są już sfilmowane, można kupić dvd lub obejrzeć na YouTube. Co tu wystawiać?
Nie, nic nie jest w porządku.
Ścieżki rowerowe donikąd, deptaki czy aquaparki – to nie jest jedyny sposób na przetrwanie w rodzinie europejskiej.
Pozwalamy urzędnikom babrać się w lokalnych wojenkach, podchodach i powiatowej dyplomacji. Prasa pisze o wyportkowaniu jednego urzędnika przez drugiego. Częściej łamy gazety zajmują ci, którzy weszli w konflikt z prawem.
Albo – pozwalamy lokalnym watażkom budować i realizować wizje na skalę centrów nauk, pozostających na poziomie kiepskiego kółka zainteresowań w szkole parochialnej. A kiedy mieliśmy takie szkoły? Kto pamięta? Dobrze, brawo – więc w Szczecinie jesteśmy na takim właśnie poziomie.
Poranne serwisy tego tygodnia przyniosły nową wiadomość.
Wprost uwierzyć nie mogę.
Spór o powierzchnie, na których na Wałach Chrobrego gospodarują w niezgodzie Muzeum Narodowe i Teatr Współczesny został zakończony! Ten budynek zostanie rozbudowany, to znaczy otrzyma dobudówkę. Czyli – Statua Wolności zostanie wzbogacona o kurnik, a Wieża Eifflla – o mały chlewik. jakby się dało – sorry, taka mała prywata – potrzeby mi schowek na rower. Może dałoby się coś tam wygospodarować?
Ludzie!
Z nazwiska i posady wymieniony marszałek Olgierd Geblewicz powiadomił mieszkańców miasta o kolejnej kosmicznej decyzji. W chwili, gdy nie obsadzone stanowiska nowego dyrektora muzeum, który winien mieć wizję tej placówki, a do jej realizacji – niezbędne warunki – urzędnik decyduje: teatr będzie ustawiony na Wałach tak a tak – grzędy po dwie w rzędzie i trzy w szyku. A muzeum – jakoś tam tak inaczej. Albo owak. Można wnioskować, że nowy dyrektor Muzeum Narodowego swoje wizje zwróci do szklanej kuli. On zostanie dozorcą światłej myśli i wizji urzędnika. Omnipotentnego. A dyrektor ma być wyłoniony w konkursie. Jego jedynym orężem będzie wizja tej instytucji. Dziś wiemy już, że wizja jest zbędna. Samorząd sprawę załatwił.
Potrzebny jest nie dyrektor, a docent doktor… dozorca.
Pytałem dyrektora Adama Opatowicza, z nowego Teatru Polskiego – czy za tak koszmarne pieniądze na rozbudowę starej rudery po loży masońskiej jaką przejął zaraz po wojnie Teatr Polski, nie warto było zbudować ultranowoczesny teatr w sercu Szczecina? Serce jest nie tam, gdzie gabinet marszałka czy dyrektora teatru, ale tam, gdzie mieszkają ludzie! A gdzie są największe skupiska osiedli mieszkaniowych? Gdzie są tereny na parkingi? Zaparkowanie auta przed obecnym Współczesnym czy Polskim to zadanie dla prestidigitatora. Nie widać tego z urzędu marszałkowskiego? Oczywiście, że nie. Bo marszałek zostanie podwieziony i odwieziony. Nikt go też o bilet na spektakl nie zapyta. A ty, szaraku, stawiaj auto w pionie!
Ile jest teatrów na prawobrzeżu? Ile jest w Stargardzie? A w Policach? Tylko patrzeć, jak się satelity w metropolię zleją. I wszyscy będziemy się, jak małpy na jedną choinkę, na czubek przy wałach Chrobrego pchali?
Ludzie!
Gdyby nie Urząd Wojewódzki z jednej a szkoła morska – z drugiej strony – Wały Chrobrego byłyby… pustynią.
Nikt z mieszkańców miasta nie ma tam żadnego interesu! Więc po co Muzeum tarmosi się ze Współczesnym? Na spektakle o 19.00 do teatru nie przyjedzie żadna wycieczka z Niemcami czy Szwedami. A do muzeum – tak, przyjeżdżają przez cały dzień!
Czyje urzędnicze ego ma być za nasz pieniądze ululane? Ono powinno być solidnie obite!
Poruta, jakiej dawno nie mieliśmy.
p.s. Słyszałem ostatnio… Głupi żart… Ale gadają, że po urzędzie biega, narazie przy ścianie, na dolnych piętrach, wiadomość, że szef chciałby umundurować swoich urzędników. Takie tam mundury, pagony, lampasy, pióra, kapelusze,. Nie, nie, żadne szpady – najwyżej przymiar u boku, albo zestaw kolorowych długopisów. I naszyjnik z pieczątek.
Urząd – mówią – poważny, ma rangę, to i wyglądać powinien.
No, tak, nie inaczej.
W pełni się zgadzam.
Popieram.
Tylko że wtedy, nie o Nowy Eden a o Nowe Ateny przyjdzie mi księdza Benedykta Chmielowskiego pytać. Czy zna ktoś adres dobrodzieja?