Wstęp

(możesz pominąć, ale będziesz żałował) 

Starałem się jak mogłem. 
Kilka lat temu na nowo odczytałem wykłady Feynmana.
Przecież jakoś będę musiał wnukom wytłumaczyć tak oczywiste kwestie jak parowanie wody, gotowanie, wysychanie… 

Lada moment – myślałem wtedy – przyjadą tu do mnie, nad morze. I co ja im o morzu opowiem? 

  • Kto wie, skąd biorą się fale?

I wtedy właśnie, świat wstrzymał oddech…
Odkryto neutrina.

Dziś czytam: to cząstki, które znajdują się wszędzie, czyli… – dopowiadam – nigdzie. Nic, podobno, nie ważą, ale skoro są, to czymś być muszą!?

Jedni zawołali: to dowód na istnienie duszy. Inni – to dowód, że dusza jednak nie istnieje

Dusza, może nie istnieje, ale jej sukienka? Gdyby nie ona, czy w ogóle moglibyśmy o duszy rozmawiać? 

W głębi duszy (mojej), zaprzyjaźnione głosy (mój syn – umysł ścisły, ale bez grawitacji, jak sam o sobie mówi, wysyłając porozumiewawcze miny mówi o nich: no wiesz, te… tam, te… te siły nadziemskie, co się z nimi kumotrujesz) podpowiadają mi, że neutrina są czymś, czego nie może nie być. I choć ich nie widać, choć nic nie ważą to ciążą, albo dają się wyczuć. Tyle, że w szczególnych sytuacjach. 

O jednej z nich opowiem za chwilę.

Wtedy fizycy zbudowali monstrum techniczne, by neutrina zobaczyć. Te bowiem są w ciągłym ruchu, mkną przez kosmos z prędkością bliską światłu, co dla moich rozważań ma istotne znaczenie, choć słowo: ruch, zamieniłbym na: obecność. Bo – światło, czy ktoś je… widzi? Ono jest, jak jest jasno. Można widzieć „jego” jaśniejsze snopy, ciemniejsze także, ale oba te stany funkcjonują jako byty niezależne! A w ciemności – tak naprawdę – to my widzimy nie światło, a jedynie dziury w mroku w tych miejscach, w których ktoś światło włączył… 

A czy dziura w mroku jest… światłem?

Ostatnio czytałem, że pewien polityczny mędrzec wykazywał wyższość księżyca nad słońcem. Księżyc jest ważniejszy, bo świeci w nocy, kiedy jest ciemno. A słońce nie jest ważne – bo świeci w dzień, kiedy i tak jest jasno. 

Ot, posłuchać mądrego człowieka… 

Zatem – te one, te neutrina, przenikają przez moją wiatrówkę, smoking i makijaż. Manifestują się dopiero w chwili, gdy badacz i badany obiekt spotykają się po wielu latach wzajemnej wobec siebie nieobecności. Badacz i obiekt, bo neutrina w swojej szybkości zawsze między nimi były! Obie strony, w czasie rozłąki, miały w sobie wzajemną, żywioną wobec siebie niezwykłą i serdeczną moc. Skąd ci ona się wzięła i dlaczego pozwoliła badaczowi i obiektowi o sobie zapomnieć? To dopiero jest pytanie! 

Po części już na nie odpowiedziałem. 

Roentgen cię prześwietli, ultrasonograf zajrzy w najskrytsze zakamarki także wzmiankowanej duszy, a ta malizna, ta drobina, ta nicości istota – ta neutrina – jest w stanie rozpalić na nowo nie tylko zapomnianą pamięć, ale przede wszystkim – wygasłe uczucia. Zdziwisz się wtedy…

– To ja przez cały ten czas miałem je w sobie, mam i co najważniejsze – będę miał zawsze? Są niezniszczalne!

(też możesz pominąć, z większym jeszcze żalem, niż sam wstęp)

Zatankowałem. Zapiąłem pasy. Uruchomiłem silnik, wrzuciłem bieg, spojrzałem w lusterko. To wsteczne. Jak się okazało – neutrinowe?

– A co tam w Kamieniu? – jakaś neutrina przetupała się przez moją „wyjątkowość”, nie pukając nawet do jej drzwi. 

Zjechałam na parking.

Wklepałem w Internet: Kamień Pomorski, Festiwal.

Kolejna neutrina – odsłoniła obraz katedralnych organów. Wydały mi się jakieś ogromne, jasne, dostojne i tajemnicze zarazem. A tyle już razy je widziałem! Na ich froncie – portrety, zdobienia, a w tyle głowy, jakby zza lasu zapomnienia – usłyszałem ich dźwięk… Tak, tak! To one!

I zaczęły pojawiać się twarze…. Feliks Rączkowski, ksiądz profesor Jan Bednarz, nasz radiowy robur i kable mikrofonowe układane przez techników tak, aby można było przymknąć drzwi katedry. Ptactwo bowiem, zawsze szalało pośród przykatedralnej zieleni. Wrzaski mew trójpalczastych, jak otłuszczona neutrina, przenikały każde mury. Dziś wiem, że przede wszystkim przez ścianę pamięci…

– Dzień dobry… – numer do pani dyrektor festiwalu wybrałem jakby odruchowo, czyli… atawistycznie. 

Zacząłem od sprawy…

– Nie ma sprawy – odpowiedziała pani dyrektor Helena Zwolska. – Jeśli artyści się zgodzą, my, jako organizatorzy nie mamy nic przeciw.

Jechałem zgodnie z przepisami. Ale jakoś wyjątkowo szybko dotarłem na miejsce. Przez całą drogę tłukły mi się w głowie fragmenty tej telefonicznej rozmowy (neutrina przenikają przez wszystkie materie, nie dając obiektowi najmniejszego sygnału, że właśnie naruszyły jego zamierzchłą prywatność) – o latach minionych, o moich radiowych koleżankach i kolegach, którzy rejestrowali każdy kamieński koncert, a przynajmniej relacjonowali słuchaczom Polskiego Radia, nie tylko w Szczecinie, atmosferę tego tak wtedy oczywistego świętowania muzyki, w miejscu dla muzyki stworzonym.

Katedry powstały… dla muzyki

Tak, przede wszystkim stały się dla niej idealną muszlą, konchą przechowującą ducha brzmienia i treści, kształtu lirycznego i mocy sakralnej. To ważne, abym zastrzegł, że pod słowem sacrum rozumiem coś innego albo o wiele większego aniżeli świętość. Bo świętość jest przecież czymś całkowicie fizycznym. Mierzonym czynami i uczynkami, nie wiem, dlaczego – nazywanymi: cudami. Jest uwidoczniona na portretach i w zapisanych nazwiskach. A w muzyce… No właśnie… w muzyce są sfery. Pisali o nich ludzie mądrzy i natchnieni…

Hm… Brnę w słowa, dla których należałoby ułożyć nowy słownik, odkrywający wreszcie pełne tych słów znaczenia….

– Za chwilę artyści wychodzą już do katedry – znów usłyszałem w telefonie głos pani dyrektor. – Pan profesor Eugeniusz Kus idzie razem z nimi.

Eugeniusz Kus… 

Rano przeczytałem informację o mianowaniu ambasadorów czy też promotorów Szczecina. Wyróżnionym – gratuluję. 

Przedstawiciele władzy – czyli nas – mają w sobie potrzebę manifestowania mocy ich urzędu. Nominują, mianują, desygnują, ba! konsekrują! I nie idzie tu o nominowanych, lecz o nominujących: ja ciebie (!) dekoruję, tytułuję, powołuję… Ja. Ja ciebie… 

Tak, prześmiewam tę instytucję czy raczej słabość, maskowaną okolicznością, w której niekompetencja jednych mianuje i zatwierdza kompetencje innych. 

Ale to odrębny temat… Niestety, wrócę do niego.

Profesor Eugeniusz Kus – poza einsteinowsko opisywanymi kwalifikacjami (nieograniczone), wiedzą i doświadczeniem – jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych… chciałem napisać: postaci Szczecina. A powinienem użyć określenia – jest neutriną tego miasta i regionu.

To człowiek, o pracy którego trudno mówić językiem administracyjnym. Bo obecność Profesora w tworzeniu kulturowej, a nie tylko muzycznej grzybni Zachodniego Pomorza, całego pogranicza i kraju jest – no właśnie – neutrinowa. Wszechobecna. Tyle, że przez pewne umysły – omijana. To znaczy one, te umysły, są medium, które przeczą teorii, że neutrina przenika przez wszystko. Może skoryguję: przez wszystko – tak, ale nie przez wszystkich. 

Ilu ludzi nie ma tytułu ambasadora regionu, a ilu ma? 

Mniejsza… 

Uijaaach!

Kamery ustawione, mikrofony włączone… Profesor lekko ujął mnie za ramię i (neutrinowo) uśmiechnął się do dyrygentki i kompozytorki, a zarazem członkini zespołu wokalnego „Art’n’ Voices”, szykującego się do występu.

– Proszę o link (do nagrania), jak już będzie gotowe.

Pani Anna Racławicka-Musiałczyk odwzajemniła uśmiech profesora. Zaśpiewają w kamieńskiej katedrze m.in. Bibi, Synku, Bi – parafrazę kolędy kaszubskiej, Witosławy Frankowskiej.

To właśnie ten utwór oraz fragmenty suity kaszubskiej – neutrinowo – przywiodły mnie dziś do Kamienia przede wszystkim. Po tylu latach…

Bibi, synku, Bi… Gdy przeczytałem ten tytuł – znów neutrinowo znalazłem się w świecie Helskim, niemalże – Archimedesie, Greku – Helleńskim, jak ten twój, tak bardzo uduchowionym. Na Helu rybacy chcieli pływać, łowić, czego władza im w pewnym momencie zabroniła. 

– Më trzimómë z Bògã” (My trzymamy z Bogiem) – mówili Kaszubi. – Przyjedzie pan z kamerą Magazynu MORZE? Potrzebna nam pomoc. 

Prosili o interwencję dziennikarską. Pojechałem. Czy pomogłem? Nie wiem, trochę mi wstyd. Ale świat wołał, za tydzień musiałem być w innej jego części. Ponieważ jestem człowiekiem natury spiskowej, zapytam: Hel – czy nie ma czegoś z Helladą wspólnego, Archimedesie? No, widzisz? A nie mówiłem, bracie?

Na relację z tego absolutnie transcendentnego koncertu wokalnego, oprawionego organowym recitalem w wykonaniu Grzegorza Bigasa, ani chybi – syna Hebe, bogini uosabiającej młodość oraz artystyczny wdzięk, potrzebuję kilku chwil. Dziś wysyłam Państwu minutową neutrinę, która – wierzę – przeniknie do tkwiących w was zakamarków ‘najlepszego, co nam ofiarowano’ – wrażliwości i potrzeby piękna. I skłoni w konsekwencji do letniej wyprawy do Kamienia Pomorskiego, na cotygodniowy katedralny, festiwalowy koncert. 

Pan dr Andrzej Wątorski, polonista, ukrainistyk i filozof – tu w stroju z epoki, wprowadził słuchaczy (wszystkie miejsca, także stojące, w katedrze były zajęte) w świat, w którym – kto wie, czy nie czuje się pewniej niż w sferach uprawianych zawodowo – w świat muzyki. Po koncercie, proboszcz katedry nie omieszkał zauważyć, że sprawność gospodarza koncertu nie jest być może tak wielka, by mógł głosić kazania, ale jest w kwestiach natury muzycznej na tyle duża by gospodarza katedry, proboszcza – postawić na miejscu jedynie informatora o kolejnym, kamieńskim wydarzeniu muzycznym. Tym będzie niedzielne (7 lipca) wykonanie oratorium z okazji 900-lecia misji pomorskiej św. Ottona z Bambergu. 

I na koniec… tej filiżanki kawy o wschodzie słońca – jeszcze słowo o neutrinie, która ma naturę wirusa. Bo te wszystkie inne – podobno – przemieszczają się we wszystkich kierunkach równocześnie. Ale moja, która mi się wczoraj na nowo objawiła, krąży, oplata, w kokon niewoli, sznuruje i atmosferą święta muzyki oplata.

Występuje w salach koncertowych i właśnie katedrach.

A przejawia się tak…

Czy zauważyli Państwo? W gotyckich wnętrzach głos pojedynczy multiplikuje się milionami ech. Ale głosy, chóry – są czytelne i klarowne, jak pierwsza litera „a” napisana przez pierwszoklasistę w jego pierwszym zeszycie, dłonią trzymającą – kiedyś – pierwsze pióro, ze stalówką umoczoną w atramencie. 

Głosy i organy, wszystkie instrumenty – cała muzyka – w tych wnętrzach ujawnia wymiar nieopisany przez żadnego fizyka, nawet przez profesora Sacksa, choć ten akurat o muzyce w nas wie tak wiele. 

Wieczorem, patrząc na Kamieński Zalew, na grę świateł i cieni, na powietrze pełne wrzasków mew znad rybackiej przystani myślałem, jak dalece niedoskonały jest ten świat, którym przecież tak się, zachwycamy. Ma tak niewiele neutrin krążących pośród nas z misją upowszechniania muzyki wykonywanej na żywo.

Żaden, absolutnie żaden sprzęt (a wiem o tym dostatecznie dużo) nie jest w stanie w części nawet oddać istoty tkwiącej w naturalnym brzmieniu. Jeśli owo brzmienie zdaje się zbliżać do naturalnego, to ciągle jest sztucznie, kserograficzne, bez tej magii, która się rodzi, gdy dłoń kładziesz na stronie „tomiku poetyckiego” (Słownik wyrazów już niezrozumiałych – pilnie potrzebny!) lub w sekundę po wybrzmieniu ostatniego szeptu lub szmeru wokalistów z zespołu „Art’n’ Voices”.

Chwilami nie wiedziałem, gdzie patrzeć – na artystów, w wizjer kamery czy w twarze zachwyconych słuchaczy? 

Eh… Dlaczego nie mogę być w trzech wymiarach, będąc w jednym, by nie tracąc nic z integralności – rozpadać się na neutrina i ładować je nieopisanym, a najbardziej życiotwórczym ładunkiem? Zakumulowanym (brrr! cudny wyraz!) w pięknie. 

Proszę? Nie, nie zapomniałem o Archimedesie. 

– Posuń się, stary, wanna twoja wszak duża. Ty wyparłeś z niej tyle wody, by twierdzenie swoje udowodnić. Oberwało ci się za to, żeś łazienkę zalał dla jakiegoś tam odkrycia. No, już, posuń się. Ja się zanurzę, ale uwolniona przeze mnie moc, nigdy się jak twoja woda – nie przeleje.  Moja – jest niewyczerpywanie osiągalna w świecie, choć prawie nikt już nie umie jej spożytkować. Nie potrzebujemy jej. Bo nic o niej nie wiemy. Nie wychowano i nie wykształcono nas w duchu piękna i zachwytów. A kto będzie się interesował energią, która nie wypełni baku samochodowego? Już nie pragniemy dzięki tej energii ruszać w stronę światów … nie z tego świata. 

Mimo wszystko – szczęśliwej podróży!

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *