Współczesny moralitet z efektownym finałem w stylu Jamesa Bonda, ale z Louisem de Funèsem w roli głównej
„Gość-inność” – to tytuł sztuki Petera Turriniego, austriackiego dramaturga o imponującym dorobku literackim, poety, dziennikarza, a nade wszystko – prowokatora. Tytuł inscenizacji przygotowanej na jubileusz czterdziestolecia pracy artystycznej małżeństwa Małgorzaty Chryc-Filary i Zbigniewa Filarego, sygnalizuje jakże gęstą i wieloznaczną materię dramatu, który w wymiarze inscenizacyjnym – jest wręcz ascetyczny. Umówmy się więc, że, jak w stopniowaniu przymiotników – uznamy tę tytułową grę słów za poziom pierwszy na nieskończenie długiej liście współczesnych form relacji między ludźmi.
Bo łączy nas dokładnie tak wiele – jak zarazem dzieli. Bilans wychodzi na zero.
Nie, nie! Powyższe zdanie nie jest figurą retoryczną.
Polak – pierwszy obywatel świata
Łączy nas milion spraw, ale na krótko; dzieli – wszystko, i to na zawsze.
Realizatorzy kameralnej w obsadzie i oszczędnej w scenografii, wracającej na scenę Sali Włoską jeszcze grudniową premierę w Teatrze Polskim w Szczecinie (troje aktorów oraz m.in. kilka modeli samolotów, shaker, list niedoręczony adresatce od czterdziestu lat i poduszka pod głowę) – zdecydowali się na tytuł „gość-inność” dlatego, że pojęcie „gość-jedność” jest … jakieś takie niepolskie. Z samym „gościem” – też mamy problem. I nie idzie tu o kwestię językową, ale sferę mentalną, obyczajową a przede wszystkim – aż strach przywołać tu słowo: ksenofobiczną. I dlatego, od razu, sami sobie, wyjaśnijmy tę kwestię raz na zawsze: my ksenofobami nie jesteśmy. Absolutnie! No, może, poza przypadkiem, gdy jakiś gość ośmieli się podważyć naszą boską wyjątkowość. Wtedy Wiedeń czy Racławice, a przede wszystkim Grunwald, będą niewinną potyczką wobec determinacji z jaką wystąpimy w obronie naszego honoru, czci i chwały. Polskości!
I tu pojawia się pierwszy problem. Turrini zatytułował swoją Volksstück – „Fremdenzimmer” – pokój gościnny. W niemieckiej tradycji terminem Volksstück określa się przedstawienie dedykowane dla szerokich mas prostych widzów. W odróżnieniu od barokowych komedii – sztuka z tej kategorii odnosi się do problemów większości z nas. Zestawienie tych dwóch tytułów dla jednej sztuki („Pokój gościnny” versus „Gość-inność”) pokazuje, jak można wpływać na widza i ukierunkować odbiór przesłania przedstawienia, podpowiadać interpretację zarysowanego w nim dramatu. To przykład wręcz akademicki!Polak to synonim pomazańca Bożego, sprawiedliwszy od archaniołów.
Innymi słowy – uświadomiony widz, za cenę jednego biletu ma możliwość obejrzenia jakby dwóch sztuk, z inscenizacyjnego poziomu identycznych, ale w wymowie i napięciu intelektualnym – jednak różnych. Wystarczy wybrać tytuł, a interpretacja, jak pęk bierek rzuconych na stół, sama ułoży się w misterną konstrukcję myślową.
Odwróci się człowiek na chwilę, a tu uchodźca już jest w domu.
Tak, tak właśnie było. Do mieszkania, którego właścicielem jest Heniek, żyjący bez ślubu z Baśką, barmanką, której Heniek przez lata i do znudzenia zadawał pytanie, czy z nim zamieszka (wystarczy, żeby kupowała jedzenie, bo on opłaci rachunki za prąd) – wszedł uchodźca. Samir. To, że tym samym momencie wokół ich domu rozbłyskiwały niebieskie światła, a powietrze przeszywały syreny policyjnych wozów, być może ścigających kogoś niebezpiecznego, dla pary emerytów nie miało najmniejszego znaczenia. Do tego momentu wiedli oni życie podobne do tramwaju, który przestał już marzyć o tym, by choć raz mógł skręcić w ulicę, która nie miała torów.
Ci starzejący się ludzie z każdym dniem stawali się już tylko kolejnymi meblami w ich mieszkaniu. Od mebli odróżniały ich nawyki, przyzwyczajenia i nałogi oraz wszechogarniająca, wzajemna zrzędliwość. I nagle, w obecności nieznanego Syryjczyka, Baśka i Heniek – te ludzkie rekwizyty … zaczęły ze sobą normalnie rozmawiać! Przez lata toczyli wzajemne wojny, ale w milczeniu! Rozpamiętywali błędy, w nieskończoność powtarzali pretensje, aż tu nagle – taki gość! Uciekinier, uchodźca, może nawet – wróg! Po polsku – nie zna ani jednego słowa. Po angielsku – też ni w ząb. Tak zresztą jak Baśka i Heniek. Więc jak się mieli nie polubić? Zabawne, dowcipnie i tak typowo po polsku ułożone dialogi wywołały wesołość widowni, która z niczego nie śmieje się tak serdecznie jak z samej siebie!
Tak, stary Falstaffie, miałeś rację!
Różnimy się tym, czym sami chcemy. To nasz wybór.
– Powiedz mu, że ma się stąd wynosić!
– On zostaje! – Baśka tym stwierdzeniem niemalże usynowiła uchodźcę, dając mu koszulkę jej syna, który jako siedemnastolatek wyszedł z domu i od czterech dziesięcioleci nie wraca do matki.(To dla niego Heniek zobowiązał się trzymać ów gościnny pokój, z oryginalnego tytułu sztuki).
Turrini – jak sam podkreśla – posługuje się w swoich utworach przerysowaniem budowanych sytuacji, charakterów, rozwiązań. Jego dramaty, tłumaczone na trzydzieści języków, chętnie wystawiane na scenach prestiżowych teatrów, snują swe opowieści na ponadnarodowej kanwie, adoptując jedynie lokalne kolory i subtelności.
Jestem przekonany, że szczecińska Baśka i Heniek odnajdą się w tym tekście równie dobrze jak londyńska Barbra and Henry lub berlińska Herta und Heinrich. Odróżni ich od siebie drobiazg, rzecz niemalże nie warta uwagi – stosunek do obcego, innego, nie naszego. Po spektaklu zastanawiałem się, czy Samir w ogóle zwracałby uwagę na lokatorów… domu? Bo czy nie właśnie dom jest dla niego w tej chwili najważniejszy? Dom, do którego co najwyżej przez okna i szpary wpadają rozbiegane światła policyjnych patroli? Dom – miejsce bezpieczne.
Gość, obcy… wróg – czy to „polskie” synonimy?
Nie lubię, gdy sprawy od dziesięcioleci uporządkowane, jasne i niebudzące wątpliwości nagle domagają się weryfikacji. No przecież po raz drugi nie będę czytał „Obcego” Alberta Camusa. I co z tego, że noblista, że egzystencjalista i autorytet? Że tak dużo wie o ludzkiej naturze. A ja, albo ty – to niby kto? Swoje wiemy! Obcy jest obcy. A, taki jeden z drugim, przechera, przybiera różne postaci. Wszystkich ich łączy wrogość wobec nas! Już my dobrze wiemy… Drażni ich nasza odmienność i wyjątkowość. Z założenia więc nie szukamy sposobów na zrozumienie przybysza. Nie szukamy z nim porozumienia. Odgradzamy się od nich. Gołym okiem widać, że oni kipią żądzą unicestwienia nas. Dlaczego? A czy to ważne?
Kim jest obcy? Co dziś znaczy: obcy. Czy bliscy mogą być zarazem obcy? To równie mocno akcentowane pytania tego spektaklu.Naszego kołtuństwa nic z posad nie ruszy. To prawda druga, w jaką spektakl ten mnie uzbroił.
Jest takie opowiadanie, zapewne Czechowa… Baba osłabła. Bo i czas na nią przyszedł. Chłop zrozumiał, że powinien babę zawieźć do doktora. Ani babę pytał, ani ona o cokolwiek prosiła… Zaprzągł konie. Jadą. Przez całe życie ze sobą nie rozmawiali. Bo o czym tu gadać. Każdy robił swoje. Ona rodziła i karmiła, on płodził i zbierał. Uzupełniali się jak dwie łyżeczki. I nagle, tak nieoczekiwanie, bez uprzedzenia miałoby się to skończyć? Co za ból! Jaka męka! No jakże to teraz miałoby być? On znał życie tylko u boku baby! Proszę? Miłość? A co to takiego? Baba nigdy o czymś takim nie słyszała. Chłop też z swojej natury nie był specjalnie ciekawski. Zresztą, szybko i on zabrał się z tego świata. Dokąd? A miał, że ci on kogoś innego, do kogo mógłby pójść? Do baby…
Jak to człowiek nie wie, co mu los zgotuje
I nie inaczej jest w tej sztuce. Była barmanka i były listonosz, zamieszkali razem. A czemużby nie? Żeby razem mieszkać nie trzeba się kochać. Można. Ale to nie jest konieczne. I mieszkali sobie razem, żyjąc osobno. Ona kpiła z jego męskości, on twierdził, że ona od rana pije. Nie patrzyli sobie w oczy, nie jadali kolacji przy świecach, nie mieli wspólnych dzieci. Związek jakich setki.
Można o Baśce i Heńku powiedzieć wszystko, ale nie to, że byli sobie obcy! Nikt ich nie pytał, a sami w sobie też nie znajdowali potrzeby, aby rozpowiadać po ludziach, że jedno nie byłoby w stanie żyć bez drugiego. I tylko marzenia, te skryte, mieli niezmiennie piękne i prawdziwsze niż ich prawie zapomniana już młodość. On ciągle pragnął znów usiąść przy stoliku i patrzeć na nią, krzątającą się przy barze. To pragnienie było na tyle silne, że wreszcie złamało jego sercową gnuśność i emocjonalną niepełnosprawność. Powiedział jej o tym. Kiedy? No właśnie… To jeden z kluczowych momentów spektaklu, a tych jest w tej sztuce tak dużo, ile kas pancernych w śnie włamywacza. Ten, każdą z nich otwiera, ale tuż przed wschodem słońca. A wtedy, jak wiadomo, czar pryska.
Akcja sztuki rozkręca się w tempie lontu prowadzącego do arsenału wypełnionego emocjonalnym dynamitem.
Obfituje w „miniaturowe miniaturki” inscenizacyjne, zamykające się w zdaniu i geście, dwóch spojrzeniach i chrząknięciu, z wielkim wyczuciem i prawdą przez Małgorzatę Chryc-Filary i Zbigniewa Filarego garściami sypane.
Ile trzeba mieć w sobie wiedzy o życiu, a zarazem kunsztu aktorskiego, by teatr zamieniać w życie.
Gra w trzy kubki…
Każdy ją zna. Ale w mojej wersji – każdy z nas jest kulką w tej grze. W zależności od tego, pod którym kubkiem się znajdziemy, taki zestaw wartości w sobie aktywujemy. A kubki to kolejno: gość, obcy… wróg.
O akcji tej sztuki słowa więcej nie powiem. Jednej sceny pominąć jednak nie mogę. Sądzę, że wypłynęła z natury Małgorzaty Chryc-Filary, także asystentki reżysera spektaklu. Samir, oszołomiony rozwojem wypadków, dotychczas nieustannie nerwowo reagujący na coraz to zbliżające się do mieszkania emerytów syreny wozów policyjnych oraz tajemniczy, dzwoniący jego telefon komórkowy, posmakowawszy – być może pierwszy raz w życiu – alkoholu, porwany muzyką jego świata, przeplatającą się z dźwiękami piosenki Baśki – usypia. I co wtedy robi Baśka? Ona w całkowicie naturalny i oczywisty sposób przyklęknie, pochyli się nad strudzonym, wypłoszonym i ciągle odrętwiałym ze strachu Samirem. Jak matka, pocałuje obcego… Na dobry sen… Zwykły i nadzwyczajny zarazem gest. Najtrudniejszy do wykonania.
Na tle tego gestu kładę wspomnienie setek tysięcy ukraińskich matek z dziećmi, które nie tak dawno ruszyły do Polski. My zjednoczyliśmy się wtedy bez warunków wstępnych i bez ograniczeń. W tym samym czasie, nieopodal, wzdłuż pobliskiej granicy, potrafiliśmy zamarzającą w locie wodą z policyjnych armatek strącać z drutów kolczastych braci Samira, uciekinierów. Skazywaliśmy ich na beznadziejne próby przepłynięcia granicznej rzeki lub po zdjęciu z drutów kolczastych, także tych z połamanymi nogami – wypychaliśmy byle tylko dalej od nas. To przecież… obcy.
To także przykład lub dowód naszej „gość-inności”.
Modlitwa o…
I choć zakończenie przedstawienia jest wprost niewiarygodne i brawurowe, to na dnie duszy, rozbawionej owym finałem dostrzegłem… kilka nut. Z tej piosenki, którą każdy zna. Nuci ją właśnie Baśka, Małgorzata Chryc-Filary, wsparta o ramię Heńka, Zbigniewa Filarego. Ha! Jakby to było wspaniale, gdyby… Gdyby swoją „Modlitwę o miłość prawdziwą” zaśpiewała z Baśką pani Krystyna Prońko! Modlitwa taka z pewnością zostałaby wysłuchana.
Tak mi się marzy…
Może wtedy ożyłyby treścią i przekazem tak bardzo zapomniane, że aż wręcz nieprawdziwe słowa Wincentego Pola…
Ledwo człek by czasem wierzył,
Dom niewielki – wtem gość wchodzi:
Ot i domek się rozszerzył
I wnet miejsce gdzieś się rodzi.
Przybył drugi i dziesiąty
I nie ciasno jest nikomu:
Wyprzątnięto wszystkie kąty,
Coraz szerzej w małym domu;
Zda się, że pan domu sobie
Ścian i miejsca gdzieś przysporzył,
A on tylko w domu tobie
Drzwi i serce swe otworzył.
I ta strzecha, choć uboga,
Chociaż niska, przecież bliska,
Dla obcego i dla swego
I od Boga aż do wroga
Jest tu miejsce dla każdego.
– Ale… gdzie? – zapytam.
– No właśnie… – odpowiem.
Kurtyna
P.s. Przed szatnią stanąłem w kolejce, wyjątkowo małomównej, w odróżnieniu od atmosfery po innych spektaklach.
Nie przychodzę do teatru tylko po to, by śledzić losy bohaterów. Idę by ich losy uruchomiły teatr w mojej głowie. A ten nazywa się Życie. Sytuacje sceniczne, konflikty, typy bohaterów – krew lejąca się strumieniami, miłosne uniesienia czy odruchy wstrętu – to właśnie hartowanie i kształtowanie, pobudzanie lub uspokajanie duszy, która musi być gotowa na reakcję wobec każdego w jej stronę wymierzonego gestu. Ot, choćby takiej nieoczekiwanej wizyty gościa, uchodźcy, wroga, a może… posłańca? Ale…. czyjego?
Gość-inność – autor: Peter Turrini, przekład: Karolina Bikont, reżyseria: Bartłomiej Wyszomirski, scenografia: Iza Toroniewicz, choreografia: Jarosław Staniek, Katarzyna Zielonka, animacje: Michał Charko, asystent reżysera: Małgorzata Chryc – Filary
Premiera: 2 grudnia 2023,
Obsada:
Baśka – Małgorzata Chryc-Filary, Heniek – Zbigniew Filary, Samir – Karol Olszewski
Review Title
There are many variations of passages of Lorem Ipsum available, but the majority have suffered alteration in some form, by injected humour, or randomised words which don't look even slightly believable. If you are going to use a passage of Lorem Ipsum, you need to be sure there isn't anything embarrassing hidden in the middle of text.If you use this site regularly and would like to help keep the site on the Internet, please consider donating a small sum to help pay for the hosting and bandwidth bill. There is no minimum donation, any sum is appreciated - click here to donate using PayPal. Thank you for your support.
Pros
- Pros Item One
- Pros Item Two
- Pros Item Three
- Pros Item Four
- Pros Item Five
Cons
- Cons Item One
- Cons Item Two
- Cons Item Three
- Cons Item Four
- Cons Item Five