Waldemar Heflich – Przepraszam, ale chyba się… przejęzyczyłeś…
Marek Koszur – To się okaże pod koniec naszej rozmowy.
M.K. – Obiecałem Ci meldunek z żeglarskich Międzyzdrojów.
W.H. – Do czego zmierzasz?
M.K. – Pustynia. I tak już tam będzie po kres Morza Bałtyckiego.
W.H. – To jest w pewnym sensie ironia losu. Piękny brzeg, cudowny piasek, ryczące latem głośniki wokół plażowych piwiarni. Mieszkaniec nie tylko tej nadmorskiej miejscowości, niczym mityczny Tantal, nie ma szansy na miejsce przy nabrzeżu mariny. Na jacht za rogiem domu lub apartamentu. A te buduje się już niemal na samym brzegu.
INICJACJA
W.H. – Mówiło się: szkoła charakterów. Wielokrotnie na różnych spotkaniach przychodzili do mnie ludzie: wysłałbym syna, żeby się uczył żeglowania. Panie Waldku, czy warto? Inni wracali: posłałem syna na 3-tygodniowy rejs po oceanie, na Karaiby. Wrócił zupełnie inny człowiek. Cóż za metamorfoza charakteru i stylu bycia, przykład działania żeglarskiej czarodziejskiej różdżki. Praca w załodze, bycie na pokładzie, obowiązki, wchodzenie na reje i tak dalej, i tak dalej. Żeglarstwo uczy samych najlepszych cech. Współczesny człowiek musi być zaradny, odważny. No taki, jak mówią, hop do przodu i cool.
M.K. – Na morzu nie ma ściany, o którą można byłoby się oprzeć, żeby innym nie przeszkadzać w pracy, nie ma windy, którą można podjechać na maszty, nie ma telefonu i postoju taksówek, które mogłyby podjechać i zabrać nas do domu. Tam ujawnia się twój cały potencjał intelektualny. Nie ma apteki z tabletkami na stres. Radzenia sobie z nim uczysz się podczas pracy na pokładzie. Może podobnie jest w lotnictwie. Niewiele jest zawodów, które stawiają nas twarzą w twarz z sytuacjami ekstremalnymi. Gdzie podstawą działania jest rozwaga i zimna krew.
W.H. – No i dlatego właśnie kraje na przykład frankofońskie, jak Kanada czy Francja w swój system edukacji szkolnej wpisują właśnie taki sport jak żeglarstwo. To samo robią Brytyjczycy. Na uroczystości z okazji siedemsetlecia Gdańska przyjechał Erik Tabarly, legenda światowego żeglarstwa, ojciec francuskiego żeglarstwa regatowego. Powiedzmy, że w tej dziedzinie Francuzi są liderami. Prowadziłem z nim konferencję prasową, a później poszliśmy razem ze śp. Krzyśkiem Zawalskim na obiad. Krzysztof był pomysłodawcą i jednym z głównych współtwórców Narodowego Centrum Żeglarstwa. Pytaliśmy Erika, od czego zacząć? Tabarly odpowiedział jednym słowem – od miejsca, od przystani. Tak to robimy we Francji. Na przykład w Quiberon, francuskim centrum sportów wodnych. Rewelacja, uśmiechamy się porozumiewawczo z Krzyśkiem, bo francuski odpowiednim Quiberon chcemy właśnie zorganizować w Górkach Zachodnich. Ty, Marku, masz coś podobnego w Trzebieży na Pomorzu Zachodnim. Takie centra nauki wszędzie na świecie w naturalny sposób pączkują, Są powielane. Kolejny krok to regaty, mówił Erik. Żeglarze muszą się nieustannie ścigać. Tylko podczas regat sprawdzą i potwierdzą swoje umiejętności oraz jakość sprzętu.
M.K. – Regaty o marchewkę, o cokolwiek. To chyba jedyna znana mi rywalizacja, w której trofeum główne to potwierdzenie umiejętności. Każde wyjście z poru winno być elementem rywalizacji (czytaj: współgrania) z pogodą, samym sobą, a najlepiej z inną załogą.
RYWALIZACJA
W.H. – A dzieciarnia uwielbia rywalizować, biegać, zmagać się z przeszkodami. Kto szybciej, kto dalej skoczy. Ta rozmowa z Erikiem miała miejsce – uważaj – w roku 1997! I wtedy Tabarly powiedział jeszcze jedną rzecz. Ten plan wam się nie uda. Dlaczego, mistrzu! Bo jesteście biedni. Bo nie budujecie nowych jachtów. Ludzie nie kupują jachtów, nie tworzycie infrastruktury, nie powstają mariny. Brak wam koła zamachowego.
M.K. – Taką funkcje na świecie pełnią wielkie targi żeglarskie.
W.H. – Targi „Z wiatrem i pod wiatr” organizowałem przez dwadzieścia lat. Wtedy odrodził się polski przemysł jachtowy, założyliśmy Polską Izbę Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych, setki godzin wkładałem tym wszystkim prezesom do głowy, że miliony zarobią wtedy, gdy wychowają sobie klientów. Inwestujcie w dzieciaki. Jedni rozumieli i próbowali coś zrobić, inni machali ręką, pakowali kadłuby i wysyłali je na Zachód.
M.K. – W Barcelonie spotkałem rodzinę… na jachcie, ich pływającym domu. Od trzech lat, co trzy miesiące przemieszczali się z portu do portu z dwojgiem nastolatków. Te dzieci co trzy miesiące zmieniały szkołę. Długo nie mogłem zrozumieć. Pojechałem za nimi do następnego portu, żeby mój reportaż o tej rodzinie uwiarygodnić, znaleźć jakąś rysę, jakieś pęknięcie, coś, co spowodowałoby, że chociaż te dzieci powiedziałyby „Nie, my już nie chcemy się tłuc na tym jachcie z portu do portu, tam jest ciasno, mała kuchnia, niewygodnie”. Nie, te dzieciaki były, daruj to określenie, jak jakieś wodne stwory. Jak małpki skakały po pokładzie i wspinały się na maszt. Chłopiec, on miał 12 lat, wyprowadzał kilkunastometrowy jacht z portu, tak jakby jechał rowerem na jakimś pokazie ekwilibrystycznym. Zawodowiec miałby duszę ramieniu, a ten dzieciak, nie zapomnę tej jego drobnej rączki na kole sterowym – żonglował tym jachtem! On był częścią tego jachtu. Ci ludzie mieli „morze we krwi”. Wiem, to są strasznie banalne określenia, kiedyś nadużywaliśmy może tego rodzaju poetyki, ale ona dzisiaj pokazuje, że jednak pewnie miała w sobie jakąś moc, jakąś siłę. Żeglarstwo było wtedy najsilniejszą stroną romantycznej strony życia!
W.H. – Jeśli w Szczecinie na zlotach żaglowców ludzie chodzą po pokładach to nie dlatego tylko, że akurat mają chwilę wolnego czasu. Oni chodzą po tych pokładach, patrzą na teakowe albo dębowe deski pokładu i widzą świat nie z tej ziemi. Czują atawistycznie, że jest w nich zaklęta przygoda. Dzieciaki uwielbiają stawać za kołem sterowym. To nie jest to samo co kierownica ojcowego auta. To jest koło nadzwyczajne, sterowe, na statku!
M.K. – Jeśli trafią później na morze, nie będzie dla nich problemem „świtóweczka”, wachta o czwartej rano. Staną się częścią wodnego świata. Ojciec i głowa rodziny, o której wspomniałem, był kapitanem na najnowocześniejszych statkach floty handlowej. Po piętnastu latach pływania stwierdził, że z morza nie zrezygnuje, ale ani dnia dłużej nie pozostanie bez rodziny. Żona i dzieciaki zaakceptowały taki los. Można mieszkać na wodzie.
W.H. – Tak, ale Marku, ich pływający dom na pewno był całkowicie bezpieczny. Mieli wszystko co najlepsze do nawigacji, mieli ubezpieczenie i świadczenia zdrowotne. O tym m.in. mówił Erik Tabarly. Do życia na morzu trzeba mieć niezwykle silne wsparcie i opacie na lądzie, w organizacji i zabezpieczeniu bytowania na pokładzie. Awarie, remonty, przeglądy – jaka do tego jest potrzebna infrastruktura. Boso i z pustym brzuchem możesz pokiwać się na powierzchni oceanu przez chwilę na drzwiach od stodoły.
KANDYDATKA
M.K. – Tak? A co powiesz o szkole pod żaglami? O tzw. „kandydatce”, o obowiązkowym rejsie dla tych wszystkich, którzy chcą związać się z morzem i studiować nawigację w szkole morskiej?
W.H. – Podstawa
M.K. – Przez sto lat wbijano nam do głowy – kto nie przetrwa kandydatki, odpada z załogi. I co? I nie ma już kandydatki. Pół roku temu zadałem pytanie rektorowi Politechniki Morskiej w Szczecinie, która – jak głosi ich strona internetowa – kształci znakomitych kandydatów na nawigatorów i chiefów – dlaczego zrezygnowano z rejsu inicjacyjnego?
W.H. – No, dlaczego?
M.K. – Pan rektor nie odpowiedział. Pani dyrektor Zachodniopomorskiego Centrum Edukacji Morskiej i Politechnicznej powiedziała mi, że absolwenci uciekają z zawodu po trzech latach nauki. A jeśli się zaciągną, to pod obce bandery. Dlaczego? Bo dopiero ze świadectwem ukończenia szkoły mustrują na jednostki pływające, głównie śródlądowe. I tu zaczyna się dramat. Tam poznają realia życia na barce. Dzieciaki rezygnują, nie chcą przez całe życie pływać.
W.H. – Czekaj, chwila, moment.
M.K. – Moment? Ja do dziś nie mogę zebrać myśli po gruntownym sprawdzeniu meandrów współczesnego szkolnictwa morskiego.
W.H. – Wniosek?
M.K. – Wolna amerykanka, epizody mrożące krew w żyłach, skandal i najzwyklejsze przestępstwo pedagogiczne. Utrzymujemy szkoły, które każdego roku wypuszczają kwalifikowanych (teoretycznie) sterników i maszynistów. Powiem więcej – Polska Żegluga Morska już od kilku lat nie sponsoruje uczelni morskiej.
W.H. – Dlaczego?
M.K. – Bo absolwenci uczelni nie idą do pracy we flocie! Studia są bezpłatne, dobrowolne, miłe i beztroskie. Państwo funduje ci kilka lat darmowych wakacji dla dorosłych. Nie chcę uogólniać, twierdzić, że jedni udają, że się uczą a inni, że tych pierwszych uczą, ale nie wygląda to najlepiej.
W.H. – Co dalej?
M.K. – Żeglarstwo! PCWM, szkoła jungów… Pamiętasz? To wszystko było na początku? Waldku! Czy to ty wspominałeś o emeryturze? A przecież morze płonie!
W.H. – Tak… Ten tytuł, jakim opatrzyłeś nasze rozmowy, a który zrazu uznałem za przejęzyczenie… To chyba jedyny taki przypadek w przyrodzie, że wracamy do stanu dziewictwa.
Waldemar Heflich (1955 r.) – absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz, komentator sportowy, producent telewizyjny. Od 1980 do 1999 roku pracował w – Polskie Radio, TVP i TVN. Od 2000 do 2020 roku Redaktor Naczelny miesięcznika „Żagle”. Autor i producent programów telewizyjnych „Z wiatrem i pod wiatr”, „7 dni polskiego sportu”, „Sportowe hobby”, „Świat sportu”, które ukazywały się na antenie TVP. Producent i autor programów „KO czy OK” i Rzut za trzy” dla telewizji TVN. Komentator żeglarstwa w TVP na igrzyskach olimpijskich w Seulu 1988, Barcelonie 1992, Atlancie 1996, Atenach 2004, Pekinie 2008, Londynie 2012 i Rio 2016. Od 1999 r. komentator stacji EUROSPORT – cykliczne programy „Sailing World” i „Spirit of Yachting”, relacje z wyścigów wokółziemskich i klasycznych: Volvo Ocean Race, Vendee Globe, Fastnet, Sydney-Hobart, Giraglia, Middle Sea Race, World Match Racing Tour, Extreme Sailing Series oraz transmisje z regat Louis Vuitton Cup i America’s Cup 2003, 2007, 2010. Komentator regat żeglarskich Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020. Komentator stacji N-Sport z regat o Puchar Ameryki w 2007 roku z udziałem polskich żeglarzy. W latach 2004 – 2019 komentator międzynarodowych regat meczowych Sopot Match Race. W dorobku dziennikarskim wiele publikacji min. w magazynie „Żagle”, „Przegląd Sportowy”, „Rzeczpospolita”, „Nowa Europa”, „Focus”, „Forbes” i filmów dokumentalnych (min. „Żeglarz”, „Żeglarz II” „Bałtycka rodzina”, „Ślady na śniegu” o Wandzie Rutkiewicz, „Czarne i białe” o arcymistrzu szachowym Aleksandrze Wojtkiewiczu. Laureat festiwali i przeglądów filmów żeglarskich w Katowicach, Łodzi i Mielnie. Laureat nagrody im. Leonida Teligi w 1990 roku, Przyjaznego Brzegu w 2018 roku i Specjalnej Nagrody Honorowej PZŻ w konkursie Rejs Roku 2020. Autor i producent reportaży z największych imprez sportowych, m.in. America’s Cup, Admiral’s Cup, Sardynia Cup, Finn Gold Cup, One Ton Cup, Mistrzostw Świata ILC-40, Quarter Ton Cup, Copa del Rey i Kieler Woche. Od 1990 do 2020 roku współorganizator targów przemysłu jachtowego i sportów wodnych „Wiatr i Woda” w Warszawie i Gdyni. W dorobku fotograficznym realizacja kalendarzy wieloplanszowych, m.in. dla MK Cafe Sailing Team, Fundacji „Polska 1” i magazynu „Żagle”. Członek jury nagrody im. Leonida Teligi i kapituły nagrody im. Kapitana Leszka Wiktorowicza. Od 20 lat członek Yachting Journalists Association w Londynie i Press Club Polska w Warszawie.
Profile na Facebook – https://www.facebook.com/HeflichZagle/ i https://www.facebook.com/waldemar.heflich/
Review Title
There are many variations of passages of Lorem Ipsum available, but the majority have suffered alteration in some form, by injected humour, or randomised words which don't look even slightly believable. If you are going to use a passage of Lorem Ipsum, you need to be sure there isn't anything embarrassing hidden in the middle of text.If you use this site regularly and would like to help keep the site on the Internet, please consider donating a small sum to help pay for the hosting and bandwidth bill. There is no minimum donation, any sum is appreciated - click here to donate using PayPal. Thank you for your support.
Pros
- Pors Item One
- Pors Item Two
- Pors Item Three
- Pors Item Four
- Pors Item Five
Cons
- Cons Item One
- Cons Item Two
- Cons Item Three
- Cons Item Four
- Cons Item Five