Wszędzie to samo ciepło, to samo złote słońce, które powoduje, że pąki rozkwitają….
Ludzie to potrafią pisać. A jak mówią! Złoto z ust im płynie, płynie i któregoś dnia – płynąć przestaje. Wtedy, gdy komisje wyborcze podadzą wyniki głosowania.
Uśmiecham się… Gdyby Eduardowi Hanslickowi w roku 1875 powiedział ktoś , że w 2024 nikomu nieznany banita ziemski, osiadły na Marsie przywoła fragment jego recenzji „Niedokończonej” Schuberta do skomentowania wyborów samorządowych w Polsce, mógłby zareagować tak, jak – podobno – mu się zdarzało – z furią! A może nie?
Na Ziemi masowo zakwitły pąki obietnic i zobowiązań… Nie! Skądże! O stare nikt nie pytał! Nie rozliczał z podjętych zobowiązań i obietnic! Któż by śmiał!
Czytam gazety, przeglądam FB. O, tu to dopiero się działo.
Pierwsza grupa trybunów społecznych, wybudzonych ze snu od ostatniej kampanii zapewniało, że wiedzą, czują, kochają, wielbią (np. kulturę) i powinni zostać jej rzecznikami w Sejmiku Wojewódzkim. Zbiegli się koledzy dyrektora, także dyrektorzy i prezesi, z nadania nadprezesa, który ma w swoim długopisie niewyczerpywalny zapas atramentu do wypisywani kwot dotacji, subwencji, datków i naddatków z Funduszy Europejskich.
Tu widzę zdjęcie z kieliszkami, tam z kuflami, gdzie indziej przy pizzy lub grillu. W uścisku ze społeczniczkami i weterankami, na koncercie i w teatrze. Z kotkiem i przy dziurawej od zawsze ulicy – ja dopilnuję, że zostanie wyremontowana! Przez tyle lat nikt przyszłemu mężowi stanu nie bronił walki o załatanie dziur. Ale przedwyborczy teatr rządzi się swoimi prawami.
O! Właśnie. Teatr i strajkujący aktorzy. To dopiero była odskocznia do „przywalenia” politycznemu przeciwnikowi, a jednocześnie sojusznikowi. Mało kto chce kopać się z koniem, który w miejskim kieracie tyra już szesnaście lat. Ludzie go znają, oceniają, albo nie. Oceny przy takim stażu nie mają już większego znaczenia. Liczy się „zasiedzenie”.
Pamiętam, pamiętam… Był taki strajk filharmoników szczecińskich. Z lokalnej awanturki o pieniądze, zamienił się w miesiące okupacji całego skrzydła bastionu miejskiej władzy. Cóż za ciekawy przypadek zgodnej w niezgodzie – koegzystencji. Wtedy, nerwy muzykom pękały bezgłośnie, nie tak jak te w fortepianach. Siedzieli w filharmonii, jak stoczniowcy w 1970 za bramą Warskiego, A jak ruszyli w stronę centrum, to ptactwo umilkło. Symfonicy też głównie milczeli.
Szczecińscy aktorzy dali się obsadzić w najgorszej ze sztuk, w kompromitującym spektaklu mającym podbić notowania władzy starającej się o reelekcję.
Przecież nikt nie wątpił, że te nędzne grosze dostaną.
Patrzę na te zdjęcia grupowe, na te strajkowe kartki w ręku i wiotkie plakaty… Sztuka to nie jest firmą! Zgoda – bo to nie jest firma byle jaka. To firma do zarządzania którą trzeba mistrza! Lepszego od szefa stoczni czy Orlenu, choć w tym drugim przypadku sugerowałbym wprowadzenie poprawki, że do kandydowania na ten etat dopuszcza się dyrektorów cyrku.
W tym samym, przedwyborczym okresie jedna ze szczecińskich gazet podawała, ile wynosiło miesięczne uposażenie dyrektora wielkiego kombinatu. No, ile? Więcej miesięcznie dostawał chłopina za swoją główną rolę w Azotach niźli miałaby wynosić jednorazowa dotacja, na którą oczekiwali pracownicy Pleciugi, aby skorygować swoje pensje w wymiarze rocznym! Jedna pensja jednego menedżera za poprawę bytu (symboliczną) około sześćdziesięciu osób z teatru lalek. Swoją drogą… Komu i po co taki teatr? Dzieciaki mają w smartfonach takie animacje, że klękajcie narody! Przekonywał mnie jeden z redaktorów…
Nieco wcześniej, jego gazeta prześwietliła wszystkie kieszenie wyrzucanych pociotków i ministrantów obalonej władzy. Nigdy jednak nie podała, ile dostaną ich następcy. Mniej? O połowę? Co? Więcej? Za ćwierć tamtej pensji nowi mieliby tyrać w służbie władzy sprawiedliwej nie z nazwy ale z czynów!? Ha! Kto mówi, że to nie jest możliwe? No? Co, nikt?
Panie Prezydencie, grzmiały głosy ministrantów innego możnowładcy regionalnego – proszę pomóc swoim aktorom. Ale już nieoficjalnie dodawano – nasi (z placówek przez nas finansowanych) dostają od nas sowite, choć niewiele większe środki, a pan? Sypnij pan groszem!
Tak się rozglądam wokół… O, tam leży taki płaski, marsjańki okrąglaczek. Jakbym się przyłożył i takim kamyczkiem puścił kosmiczną kaczkę, ta wpadłaby ci na sto procent na ten niegdysiejszy Plac Dzierżyńskiego, na którym – mam nieodparte wrażenie – duch patrona chyba ciągle koczuje. Bez nagana u pasa, ale w stanie kulturalnie rubasznie rozpasanym. Jaka tam polityka, jakie cele i zamierzenia. Niech przyjdą, niech pokażą, co potrafią, zastanowim się, podumamy i niewykluczone, że grosza nie poskąpimy. Albo poskąpimy.
Nie w nazwach bowiem a w mentalności ludzi zamocowane są stery do prowadzenia każdej polityki, także kulturalnej w mieście. Ale jeśli przy sterach nie ma sternika…? Że co? A, dobre, dobre… Nie masz sternika nad urzędnika! To hasło ma moc, może być chwytliwe!
Eh… Słonko zachodzi. A jak tam dzisiaj było w Międzyzdrojach? No proszę, prawie dwadzieścia stopni. U mnie, zaraz, niech no się wychylę… o, ledwie dwanaście, a w nocy będzie ponad siedemdziesiąt. W minusie!
A chciałem już pikować sadzonki… Marzą mi się pomidorki… Takie prosto z krzaka. W dzieciństwie zrywało się te jeszcze trochę zielone, najbardziej pomarszczone, bo były mięsiste. A na skórze dłoni przez pół dna pozostawał intensywny zapach pomidorowej surowości…
Tak… Lubie tę ciszę… Lubię „Niedokonczoną” Schuberta. W dodatku z takim komentującym werdyktem Hanslicka… Ten człowiek miał rzeczywiście żelazną „kulturalną” władzę w ręku. Od jego opinii wyrażanej w recenzjach zależała kariera nie tylko klasyków wiedeńskich.
Eh… gdyby marzyciele o władzy, choćby w najniższym ziemskim gremium samorządowym wreszcie zrozumieli, że nic nie wzrasta z takim trudem jak zaufanie wyborców… Gdyby już po „koronowaniu” – (nie, nie, nie przesadzam w odniesieniu do niektórych kandydatów) wyborcy chcieli weryfikować wykonywanie wydanego przez nich mandatu zaufania, wyrosłoby nam społeczeństwo jak owoc z tak symfonicznie kwitnącego teraz kwiecia.
Celem przyrody jest nieustannie owocować, celem polityków in spe – tylko kwitnąć.
p.s. uśmiałem się… Nigdy nie pomyślałbym, że można przegrać z samym sobą! Bez konkurentów – nie uzyskując wymaganego minimum poparcia… Gdybym ja tutaj, na Marsie kandydował, wygrałbym! Jednym głosem. Czyli – jednogłośnie! Czyli – demokratycznie!?