Tytuł tej audycji był rzeczywiście bezczelny. Kiedy? 50 lat temu, w połowie lat 70. XX wieku.
/głos w dyskusji/
„Miłość do morza, do której pewni ludzie i pewne narody przyznają się z taką gotowością, jest uczuciem złożonym; składa się na nią wiele dumy, sporo musu, a najlepsza i najistotniejsza jej część to przywiązanie do okrętów, niestrudzonych służebników naszych nadziei i naszej godności”.
Conrad „Zwierciadło morza”
To chyba Cicero pierwszy zauważył, że morze jest wielkim kreatorem, sprawcą najwspanialszych osiągnięć człowieka, że wpływa ono na kulturę zamieszkujących oceaniczne brzegi ludów, na ich twórczość artystyczną oraz przemyślenia. Kilkanaście wieków później wybitny Polak, profesor Franciszek Bujak dostrzegł w morskim żywiole oraz w jego „uprawie” wielkie szanse dla kraju.
W rozprawie „O kulturach morskich i lądowych” rozwinął myśl Cicerona, wskazując jednocześnie kierunki badań kulturoznawczych.
Patrząc na rozwój poszczególnych kultur i kręgów cywilizacyjnych starożytności. Bliskiego Wschodu i Antyku, ludów zamieszkujących wyspy Pacyfiku i żeglarzy pływających po groźnych morzach Północy – widzimy, że we wszystkich przypadkach narody żeglarskie w bardzo szybkim czasie rozprzestrzeniły się na ogromne odległości. Pozwoliło to im na korzystanie z dóbr materialnych i duchowych całego znanego w owym czasie świata. Ludy morskie rosły w siłę, zapewniając dobrobyt żeglarzom i kupcom, a także rolnikom, którzy wypełniali ładownie statków atrakcyjnymi produktami. Jedyną ujemną konsekwencją, wynikającą z aktywnie prowadzonej przez minione potęgi morskie żeglugi oraz uprawy morza było to, że po „wiekach złotych” nagle przychodziła klęska. Dostatek oraz pełna sakwa myliły czujność, osłabiały bogate portowe miasta. Jak uczy historia – wróg przychodził najczęściej od strony morza, i przejmując thalassokrację, czyli morzowładztwo w swoje ręce, przeżywał podobny proces potęgi i upadku.
Nie sądzę jednak, aby ów ostatni aspekt sprawy mógł odegrać rolę we współczesnym świecie. Aktualny zaś pozostaje chyba nasz stosunek do klasycznej prawdy uniwersalnej, że| naród, jego kulturalne oraz cywilizacyjne oblicze tylko wówczas mają znaczenie, jeśli czynnik morski, jego obecność w każdej dziedzinie życia jest wystarczająco silny, jeśli kształtuje myślenie, obrzędowość, obyczajowość, zwyczaje a także charakter i osobowość.
Miasta nadmorskie
Cicero w trakcie „O państwie” podkreślał niezwyczajne położenie miast portowych skłaniające do wyruszania na morskie szlaki.
O mieszkańcach tych miast powiada: „Kiedy nawet ciałem przebywają w domu, to jednak duchem uciekają stamtąd i włóczą się po świecie”. Kiedy przyjeżdża do Szczecina obywatel z głębi lądu, nie zawsze ma okazję, by chociaż z okien pociągu ujrzeć płynące kanałami portowymi statki; choćby kawałek portowej perspektywy. Wychodząc z dworca – widzi Odrę, po której od czasu do czasu przemknie kajak z pobliskiego klubu, barka albo pchacz. Droga zaś w stronę centrum oddala przybysza i od tych drobnych, a charakterystycznych dla portowego miasta elementów. Słowem: tzw. funkcje gospodarki morskiej są mało czytelne w naszym układzie miejskim, zbyt słabo oddziałują na psychikę mieszkańców Szczecina i gości. Port jest niemal całkowicie wyizolowany od części miejskiej. Dzieje się tak dlatego (a proces ten postępuje), że układy komunikacyjne są bardzo terenochłonne. Ponadto, coraz większego znaczenia nabierają układy portowe zbliżone bezpośrednio do drogi morskiej, blisko niej leżące, a co za tym idzie – odbiegające od miasta. Pozostaje więc Szczecinianom i ich gościom odwiedzanie tych miejsc, z których można popatrzeć na to, co dzieje się w porcie. Jednym z takich punktów widokowych są Wały Chrobrego. Innym – trasa z Dąbia do Szczecina. Są to jednak – prawdę powiedziawszy „lufciki”, miejsca do podglądania! Przeciętny mieszkaniec miasta nie ma zatem możliwości unaocznienia podawanych w prasie czy radiu informacji typu: „Dziś w porcie cumuje 55 statków. Minionej doby przeładowano przy nabrzeżach XXX tysięcy ton towarów”. Są to dla niego puste słowa, nie mające punktu odniesienia rzeczywistości. Ile to jest XXX tysięcy ton towarów? Komunikaty takie nie pozostawiają w świadomości odbiorców najmniejszego śladu.
Zbyt słabo staramy się o kształtowanie emocjonalnego stosunku do poczynań morskich zapominając, że postęp nie jest wynikiem tylko racji ekonomicznych i przesłanek racjonalnych. Czynnik emocjonalny ma tu ogromne znaczenie. Jest swego rodzaju stymulatorem.
Muzeum morskie
Narody morskie z niebywałą pieczołowitością dbają o pamiątki i dowody ich wielowiekowej morskiej świetności. Najbardziej okazałe gmachy miast portowych przeznacza się na placówki muzealne.
Czyni się wiele starań, aby utrzymywać okręty i statki, które w morskich dziejach danego państwa odegrały istotną rolę. Ileż uczuć związanych bywa z tymi niekiedy przegniłymi już żaglowcami, statkami parowymi czy ich wyposażeniem. Ba! Na świecie buduje się wręcz kopie, wierne repliki słynnych żaglowców.
Działem Morskim Muzeum Narodowego w Szczecinie kieruje Tadeusz Kowalski:
– Już w momencie powstania tej placówki ustalono, że celem podstawowym będzie badanie działalności Słowian na Pomorzu Zachodnim, w tym także ich działalności morskiej. Ale obok sięgania w daleką przeszłość zajmujemy się także ukazaniem naszych najnowszych osiągnięć morskich. Mamy wystawy obrazujące historię żeglugi – mówi Maciej Szukała – o dziejach budownictwa okrętowego, Polskiej Żegludze Morskiej, Stoczni Szczecińskiej, rybołówstwie dalekomorskim. Jest także ekspozycja na temat przyrody morza. Ponadto, nasz Dział Naukowo-Oświatowy zajmuje się organizowaniem odczytów m.in. na tematy morskie.
Moim rozmówcom trochę niezręcznie jest wypowiedzieć się o swojej pracy. Dział Morski Muzeum Narodowego w Szczecinie prowadzą dwie osoby! Trzecia, archeolog, pracuje od kilku zaledwie miesięcy. Musi zatem ta trójka znać się na wszystkich dziedzinach morskiej działalności człowieka – począwszy od maszyn i urządzeń portowych czy statkowego wyposażenia po problematykę z zakresu fauny i flory morskiej. Na angażowanie specjalistów z poszczególnych dziedzin nie można sobie pozwolić. Powody znane, prozaiczne. Owa „omnibusowość” pracowników muzeum, rodzi pewną powierzchowność. Zresztą nikt tego nie ukrywa. Łata się więc niezbędną w muzealnictwie kompetencję zapałem i entuzjazmem.
Dopóki zatem nie zostaną rozwiązane kwestie administracyjne, dopóty nie będziemy mieć, jeśli nie Muzeum, to przynajmniej Działu Morskiego, ale z prawdziwego zdarzenia. Ktoś zapyta: czy placówka taka jest nam potrzebna? A czy badania i ekspozycje na tematy: „Kultura Afryki Zachodniej”, „Indianie z Andów Peruwiańskich” są nam bardziej potrzebne od szukania własnych śladów, jeżeli nie w dawnej, to najnowszej historii?
– W okresie letnim nasze sale wystawowe – mówi kierownik Działu – wypełnione są po przysłowiowe brzegi. Rocznie odwiedza nas 190-200 tysięcy osób. I właśnie odwiedzający nas widzą potrzebę rozszerzenia repertuaru wystawienniczego. Rzeczywiście, mamy np. lukę w ukazaniu dziejów nadbałtyckich między czasami najdawniejszymi a współczesnością. Trzeba byłoby także – co wynika z sondażu – ukazać sumę dokonań człowieka na morzu, wyjść poza ramy Morza Bałtyckiego. „Epoka wielkich odkryć geograficznych”, „Świat Białych Żagli” – to tylko hasła. Ze spraw współczesnych powinniśmy udokumentować dzieje np. ratownictwa okrętowego, cały kompleks prac hydrotechnicznych itp. Interesujących kierunków, które dotychczas muzealnie nie były penetrowane, jest wiele.
Jak dojechać na stadion Pogoni, którędy na Motocross, tor kolarski – wiele drogowskazów i tablic pokazuje drogę do wymienionych miejsc. Nigdzie jednak nie zobaczymy informacji, wskazówki: „Do Muzeum, Działu Morskiego!”. Dział ów nie ma też plakatu. Rubryka w prasie codziennej informująca o wystawach nie wspomina nawet, że w takim wielkim portowym mieście istnieje Muzeum Morskie – przepraszam: Dział Morski Muzeum Narodowego w Szczecinie.
Nie wspomniałem tutaj o zbiorach malarstwa czy grafiki marynistycznej będących w posiadaniu Muzeum, Znajduje się bowiem te zbiory przede wszystkim w magazynach.
I jeszcze jedno. Z badań socjologicznych prowadzonych przez Muzeum wynika, że tematyka morska funkcjonuje w świadomości Szczecinian jako zasada integracji i zasada odrębności. Problematykę tę muzeum winno eksponować przede wszystkim. Właściwie prowadzona propaganda i popularyzowanie spraw morskich poprzez dobre ekspozycje byłoby – zdaniem ankietowanych – powodem do zadowolenia i satysfakcji z przynależności do takiej, a nie innej grupy społecznej.
Morski Ośrodek Kultury i Informacji
Od wielu już lat kieruje nim Zbigniew Turkiewicz.
– Pracujemy – mówi – przede wszystkim z myślą o załogach. Natomiast to, co robimy dla i z myślą o mieszkańcu miasta czy gościach, uszereguję w następujący ciąg: przy Ośrodku działają żeglarskie drużyny zuchowe i harcerskie. Kluby żeglarskie przeprowadzają tutaj swoje szkolenia; dziecięce zespoły artystyczne, które prowadzimy bazują na repertuarze morskim. Świadczymy szereg usług dla kół rodzin marynarskich i rybackich. Z większych imprez na pierwszym miejscu chciałbym wymienić wystawę amatorskiej twórczości ludzi morza. Ośrodek organizuje także Festiwal Filmów Morskich. Współdziałamy z sekcją fotografików – marynistów. Umożliwiamy tym ludziom dotarcie do tematów morskich. Wspieramy działalność sekcji socjologii morskiej Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. W imieniu sześciu polskich armatorów Ośrodek jest fundatorem nagrody „Konik Morski” – nagrody dla plastyków popularyzujących tematykę morską. Również w imieniu armatorów jesteśmy fundatorami jednej z nagród na Szczecińskim Tygodniu Teatralnym. Podobną nagrodę, za popularyzowanie spraw i tematyki morskiej, mamy dla uczestników Festiwalu Pieśni Chóralnej w Międzyzdrojach. Współpracujemy z literatami umożliwiając im wypływanie w rejsy. Od dłuższego czasu jesteśmy, jeśli nie współorganizatorami, to gospodarzami sesji Klubu Publicystów Morskich SDP.
Morskie wizytówki
Spójrzmy jeszcze przez moment na miasto, jego place, parki, ulice, skwery, trawniki. Czy spotkamy tam jakieś akcenty potwierdzające fakt, że znajdujemy się w wielkim portowym mieście? Czy wykorzystujemy ściany domów na morskie reklamy? Po czym poznać na drogach dojazdowych, że Szczecin jest miastem morskim? A nazewnictwo ulic? Nowych osiedli mieszkaniowych? Klubów?
Nad wejściem do Morskiego Ośrodka Kultury świeci neon. Czy idąc ulicami Szczecina można spotkać więcej równie wyraźnych – choć w sumie i tak bardzo skromnych – przykładów manifestowania swojej obecności przez poszczególne instytucje morskie? Poza z rzadka instalowanymi wielkimi planszami i tablicami, na których są niemal wyłącznie liczby i wskaźniki, nasi morscy potentaci kryją swe imiona na maleńkich tablicach, dyskretnych neonach, kameralnych, wręcz nieśmiałych szyldach. Czy ktoś zupełnie nie znający się na sprawach gospodarki morskiej, nie znający rangi i wielkości takiego armatora jakim jest Polska Żegluga Morska – stając przed głównym gmachem dyrekcyjnym dozna majestatu tej instytucji?
Wydawać by się też mogło, że na ulicach miast portowych winno się co krok spotykać ludzi w morskich mundurach. A tymczasem nawet studenci i uczniowie szkół morskich ich unikają.
Teatry miasta portowego
Wypada zacząć od „Pleciugi”, teatru działającego od 26 lat. Wśród 110 wystawionych sztuk tylko jedną (!) można zaliczyć do prawdziwie marynistycznych. Mowa o sztuce Frantiska Pilawa „Frantik, skarb i piraci”. Premiera tej sztuki odbyła się dokładnie 20 lat temu. W repertuarze teatru znajduje się także rzecz o podmorskim świecie S. Lema „Doradcy króla Hydropsa”. Premiera w 1965 roku.
W Teatrze Muzycznym sytuacja wygląda podobnie. W 1965 roku wystawiono „Pannę Wodną” J. Świętochowskiego.
Pozostałe sceny: „Polski”, „Współczesny”, prezentują się w tej statystyce równie skromnie. „Burza” Szekspira, „Marynarze z Cattaro”… Czy oglądaliśmy na przestrzeni 35 lat sztuki o problemach ludzi morza?
Morski repertuar kinowy
Znajdziemy w nim imponujący wręcz zestaw tytułów. Rzeczywiście, sporo powstało filmów na temat pracy ludzi morza, wojen morskich, problematyki życia miast portowych, filmów o piratach, dzielnych odkrywcach i żeglarzach, o przygodzie morskiej i romantyce. Filmy znajdujące się w rozpowszechnianiu, są wyświetlane na wszystkich ekranach w kraju. Poza Festiwalem Filmów Morskich tematyka ta występuje w miastach portowych w takim samym stopniu jak w Krakowie, Rzeszowie czy Białymstoku. Ale wymieńmy choćby kilka tytułów: „Smuga cienia”, „Wraki”, „Orzeł”, „Załoga”, „Cała naprzód”, „Ostatni po bogu”. „Skarb kapitana Martensa” itd. Okręgowe Przedsiębiorstwo Rozpowszechniania Filmów dysponuje także dużą ilością morskich filmów dokumentalnych i oświatowych. Ale kto je wyświetla?
Morskie programy radiowe i telewizyjne
Obok bieżących informacji tematyka morska występuje w radiu głównie w postaci reportażu. Można w tym miejscu przywołać cykle audycji poświęconych rodzinom marynarskim i rybackim, stoczniowym, opowieści o sławnych żeglarzach i wielkich rejsach, reportaży o rybakach bałtyckich czy seriale popularnonaukowe o kulturotwórczej roli morza, dziejach ludów morskich, dawnych żeglarzach. Do powyższych zakresów tematycznych należy jeszcze przypisać nazwiska autorów: A. Głowacka, W. Kaczmarek, Zb. Kosiorowski, M. Koszur.
Skromniej przedstawia się morska propozycja Ośrodka Telewizyjnego w Szczecinie, Obok aktualnych informacji, udziału w przygotowywanym wspólnie z Gdańskiem „Programie morskim”, nieczęsto zdarza się, że oglądamy w programie lokalnym i ogólnopolskim reportaże, filmy, programy oświatowe czy rozrywkowe zainspirowane problematyką morską.
Tematyka morska w prasie
Bez wątpienia największy wpływ na kształtowanie morskiego spojrzenia i myślenia-Szczecinian ma „Głos Szczeciński”, a w nieco mniejszym stopniu „Kurier Szczeciński”. Systematycznie publikowane są w „Głosie” materiały poświęcone i gospodarce morskiej i humanistyce morskiej. Szkoda, że dodatek społeczno – kulturalny „Spojrzenia” nie wykorzystuje wszystkich swoich możliwości w tym względzie.
Akcje i imprezy morskie
Na znakomity pomysł realizowania założeń wychowania morskiego wpadła swego czasu Polska Żegluga Bałtycka. Akcja pod nazwą „Szkoła na morzu” umożliwiła setkom młodych ludzi z całego kraju, a głównie z wybrzeża, zapoznanie się z pracą promów pasażersko – samochodowych, ich załóg; młodzi mieli także okazję odbyć pełnomorski rejs do jednego z portów Szwecji, Danii lub Finlandii, w którym spędzano jeden dzień. Ale bardzo szybko wyprawy na morze zmieniły się w wyjazdy za morze! Opiekunowie i nauczyciele robiły wszystko, aby wysłać w tę podróż całe klasy i pierwszoklasistów! W sumie akcja wywołała mnóstwo nieporozumień, sytuacji wręcz skandalicznych. Teraz wyjazdy obwarowano wieloma wymaganiami oraz warunkami i akcja praktycznie rzecz biorąc wygasła.
Dziecko wylano z kąpielą.
Większej aktywności w zakresie przybliżania spraw morza „szczurom lądowym” winniśmy wymagać od klubów żeglarskich. Organizowane swego czasu imprezy „Dzień otwartej przystani” powinny stać się podstawową formą działalności popularyzatorsko-morskiej.
„Dni Morza” – największa tradycyjna impreza morska. Rzeczą nową w tej sprawie jest fakt przeradzania się „Dni Morza” w festyn ludowo-handlowo-dyskotekowy. Dziesiątki stoisk na Wałach Chrobrego przypominają wielkie targowisko, na którym można kupić, sprzedać i potargować. A to za mało. Place zabaw z szalupami i łodziami… W niedzielne słoneczne popołudnia – miejsce majówek
Bez komentarza
Oczywiście nie wyczerpaliśmy wszystkich tematów, które w dyskusji nad naszą morskością winniśmy uwzględnić. Nie mówiliśmy o książce morskiej i zainteresowaniu nią czytelników oraz literatów. Pominęliśmy repertuar Filharmonii, wystawy malarskie i fotograficzne prezentowane w salonach wystawienniczych naszego miasta.
Nie mówiliśmy o Klubie Kapitanów Żeglugi Wielkiej, Klubie Żeglarzy Samotników, Klubie Marek Chrzestnych statków PŻM i PLO i setce innych spraw, bowiem w przypadku jednych nie ma po prostu o czym mówić, a innych – działania popularyzatorsko-morskie są zbyt rzadkie i mało interesujące. Nie wspominam też o pomyśle utworzenia instytucji, która nawiązując do tradycji Ligii Morskiej przybliżałaby morze do lądu i odwrotnie. Pomysł ten od kilku już lat żyje swoim życiem pomysłu. Od przypadku do przypadku wspomina się go, argumentuje i sprawa milknie. A kto wie, czy nie byłoby rzeczą korzystną stworzenie Morskiego Ośrodka Kultury zajmującego się upowszechnianiem spraw morskich na lądzie?
To prawda, że jesteśmy sporym państwem morskimi Nie ulega wątpliwości, że będziemy jeszcze bardziej rozwijali i rozbudowywali potencjał portowy, flotę i jej zaplecze. Ale w tym morzu stworzonym przez armatorów, ekonomistów, księgowych, biznesmanów, inżynierów zabraknie duszy. Zasypani rachunkami, specyfikacjami, dźwigami, suwnicami, wagonami, kontenerami, oszczędnościami i zyskami zapomnimy o tym, że największe narody żeglarskie wiązały z morzem także wiele uczuć. W legendach, podaniach, mitach i wizjach kosmogonicznych morze było utożsamiane z kobietą. Słowo: morze jest rodzaju żeńskiego. Było morze źródłem wszelkiego życia. Choć kapryśne, zdradliwe i niepewne, darzyło człowieka bogactwem, siłą woli i charakterem, umożliwiło poznawanie świata, wymianę dóbr i idei.
Czy dzisiaj coś się zmieniło? Czy zmieniło się morze?