W piwniczej przestrzeni Podziemnej Sceny Teatralnej Stowarzyszenia Kamera w Szczecinie udało się zrealizować rembrandtowską lekcję anatomii – nie na truchle nieodczuwającym chłodu skalpela, lecz na żywej świadomości i bez znieczulenia.
Najpierw dostałem SMS: „Potwierdzam, że gramy jutro spektakl »Świadek«. Godz. 19. Do zobaczenia. Ania Wiśniewska, Stowarzyszenie Kamera”.
Aby o tym spektaklu napisać, potrzebowałem czasu…
Jest 20 października. Szczecin. Piękny, niemal sierpniowy w klimacie, ciepły wieczór. Idę aleją Jana Pawła II, ulicą szeroką, reprezentacyjną, odnowioną jak niegdyś moja łazienka w kawalerce na IX piętrze – wszędzie kafelki. Zbliżam się do skrzyżowania z Mazurską. Skręcam, a po kilku krokach otwieram drzwi, prowadzące jakby za kulisę tego niebiańskiego blasku, do… piekła. Ale jeszcze o tym nie wiem.
* * *
– Zapraszamy. Za chwilę zejdziemy na dół…
Kupuję bilet, siadam na fotelu obarczonym chyba milionem westchnień innych strudzonych ludzi, którzy znajdowali chwilę spokoju w oparciu tego siedziska.
– Już można wchodzić – słyszę głos miły, ale spod podłogi. Schodzę. Na schodach mijam uśmiechniętą brunetkę. Ręką wskazuje kierunek. Skręcam w lewy korytarz. Za mną podążają inni. Wszyscy się uśmiechamy. Obszerne pomieszczenie, pewnie do niedawna wypełnione węglem lub kartoflami na zimę. Czuć stęchliznę typową dla wnętrz starszych od nas wszystkich tu zgromadzonych, kilkunastu osób razem wziętych. Zrobił się lekki gwar, doszły dwie panie, mówią coś o nowej kawiarni, o smaku kawy. Po mojej prawej ręce – młodzieniec, lekko zgięty, wyższy ode mnie może nawet o głowę.
Nieprawdopodobnie grube mury, niskie stropy. Sporo światła elektrycznego, jakieś wykładziny, stare chodniki i w największym pomieszczeniu dwa piece kominkowe. Dwa? Nie – trzy gardziele, które lekko dudnią coraz silniej płonącymi polanami drewna. Ciepło wręcz odpycha, a po chwili wbija się pazurami w plecy. Zapowiedź piekła.
Czuję, że drży. Mówi coś, zagaduje, rozgląda się, uśmiecha, zamiera w bezruchu. Oczy rozbiegane, jakby szukające drogi ucieczki lub wytłumaczenia swojej tutaj obecności. Ale nie – już się nie cofnie. (Ja jeszcze o tym nie wiem, nawet się tego wszystkiego, o czym teraz napiszę – nie domyślam).
Kilka lat temu zanurzył się pod chrzcielną wodę, by zacząć nowe życie, teraz – musi przejść przez ogień, spalić przeszłość, by ponownie się odrodzić. Być znów wolnym człowiekiem. Taki ma plan. Nieodwołalny. Powie mi o tym później.
– Ciekawy jestem…
– Sztuki?
– Też… – mówi prawie szeptem. Zaczynam rozumieć, że siedzi obok mnie chłopiec ledwie. Nie wiem, czy skończył 20 lat. Jest tak bardzo zdenerwowany, skrępowany swoją przeszłością, ale nie wiem jaką.
– Jestem, to znaczy jeszcze jestem świadkiem Jehowy. Ale już odchodzę. Już napisałem pismo… I jestem… I jestem też… Wie pan, tak jak w tej sztuce… – głos więźnie mu w gardle.
* * *
Siadam obok tego młodzieńca. Krzesło liche, jak wszystkie inne bękarty – zbieranina zewsząd i znikąd.
– Może przesiądziemy się tam, do pierwszego rzędu? – młody człowiek wskazał dwa krzesła z przodu, tuż przed strefą sceny. Nie wiedziałem, że tak bardzo był ciekaw tej sztuki.
Nagle, z lewej strony, gwałtowny szelest i podmuch powietrza. Aktor pierwszy przemknął obok mnie jakby diabeł jakiś zapóźniony. Z głębi piwnicznego korytarza – nadbiegł drugi.
Chodzą teraz obaj, między widzami, ocierają się o nas, mówią coś pod nosem. Wychwytuję tylko pojedyncze wyrazy. Ich oczy nic nie widzą, ich usta bredzą. Przyspieszają kroku. Poruszają się coraz szybciej, omal się nie zderzają. Bruzdy na ich czołach i odpływająca z zaciśniętych pięści krew dowodzą, że już się ze swojej matni nie wydostaną. Nagle zwalniają, prostują sylwetki, już wyraźnie, jak mantrę, po wielokroć i coraz głośniej powtarzają te słowa:
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest; wszystko jasne? Jasne!
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest; wszystko jasne? Jasne!
Wszystko jasne? Nie, nigdy jasne nic nie będzie! Uświadamiam sobie w tej jednej chwili, że choćbym nie wiem, ile stron zapisał, jak wielu słów użył, argumentów i racji nie wymienił – nie otworzę sobie nimi drzwi świata, do którego wchodzą tysiące wyznawców idei, przekonanych o słuszności wybranej drogi zbawienia wiecznego. Do ich świata wiedzie – nie wiem co.
Druga minuta spektaklu…. Zastanawiam się, czy utrzymam ciężar problemu, jakim dwóch aktorów, zakutych w dyby reżyserii bezkompromisowej, do bólu wyrafinowanej właśnie chce mnie obciążyć!
Więc to moja Ananke, bogini i uosobienie nieuchronności przeznaczenia, tak właśnie zaplanowała mi dzisiejszy wieczór? I teraz perfidnie pozostawiła mnie z problemem, o który się nie prosiłem, nie oczekiwałem nań, nie zamierzałem z nim cokolwiek zrobić i w ogóle – co ja tu robię, po co tu poszedłem?
Ten chłopak, gdy rozmawiał z jednym z aktorów po spektaklu, powiedział: – Ja przyjdę tu jeszcze raz. Ja muszę to wszystko przeżyć jeszcze raz.
Ile siebie odnalazł w bohaterze sztuki? Sądzę, że za dużo. Teraz uśmiechał się, bo co miał robić? Jaką reakcję może zamanifestować młodzian całkowicie odtrącony?
– Matka, gdy się mijamy na ulicy, nie odpowiada na moje dzień dobry.
Dzieciak wpasowany w jarzmo religii, która nie dopuszcza do głosu niczego, co stanowi o odrębności i wyjątkowości człowieka.
– Tak, jestem gejem.
W jego wzroku widzę strach dziecka. Bo czego dwudziestolatek może się tak naprawdę bać? Ojca i matki. Nikogo i niczego ważniejszego na świecie nie ma. Oni są zarazem jedyną i naturalną ochroną, pancerzem przed wrogim światem. Ale już wiem, że nie dla niego.
* * *
Podczas spektaklu, równie intensywnie co scenę, obserwowałem tego chłopca. Wiem, że większy dramat rozgrywał się po mojej prawej stronie. Czułem wyraźnie przyspieszony oddech na przemian z bezdechem. Oczy wpatrzone w… siebie. Piec za naszymi plecami już zgasł, lekki piwniczny chłód wolno wypełniał wnętrze, a on krwawił łzami, które wpadały na komże jego niedorosłości. Ale z całych sił trzymał każdy atom swojej rozdygotanej niepewności.
Pytam: – Jest pan pewny, że chce odejść ze zboru?
– Jak niczego innego na świecie.
– Będą kłopoty.
– Będą większe, gdy pozostanę.
– A odmienność?
– W niej tkwię nie od dziś, kryjąc się przed innymi. Już tak nie chcę. Chcę być sobą.
– Co jest najtrudniejsze?
– Kompletny brak zrozumienia. Tam, gdzie mieszkam, wszyscy są świadkami. Od zawsze. Tam nigdy nie zamieszkałby ktoś inny. Enklawa. Sektor. Przenikamy się z resztą świata, ale to tylko akceptowalna konieczność. Liczy się hierarchia, rada starszych, zwyczaje. Tam wszyscy są tacy sami, nie ma miejsca na inność. Nawet jeśli jest ona tak silna jak moja.
– Po tylu latach, dzieciństwie w przyjaznym, akceptującym pana środowisku – decyduje się pan na nagość wśród wilków?
– Tak, poznałem też ból tej innej normalności, objawiający się w spojrzeniach, komentarzach i gestach. Patrz, pedał. Ale też spotkałem takich jak ja. Tylko ja nie chcę z jednej matni wpadać w inną. Nie mogę też wyalienować się całkowicie. Każdy musi jeść, zarabiać, a tego raczej nie uda się zrobić bez kontaktu z innymi, którzy tę moją odmienność natychmiast wyczuwają. A jeśli nawet nie – to jestem już tak spłoszony, że sam się nakręcam.
Miał palce pianisty. Patrzył w ostre snopy świateł wpadające przez wyrwy w piwnicznym murze na scenę, która jeszcze parowała potem aktorów, dla których ten spektakl jest wysiłkiem, możliwym do uniesienia nie częściej jak jeden raz w miesiącu.
* * *
– Książka Roberta Rienta, na podstawie której powstała ta historia, ma prawie 200 stron. Scenariusz w wersji pierwszej nie przekraczał 50. Dziś zeszliśmy do 18. A i to jest wręcz nie do zniesienia – mówił po spektaklu Aleks Joński, jeden z dwóch aktorów grających w „Świadku”. Autor książki oraz jego bohater, opowiadający o losie młodego homoseksualisty w środowisku świadków Jehowy, przyjechali na ten spektakl. Wcześniej próby wystawienia sztuki podejmowały poważne, profesjonalne teatry. Nigdzie jednak próby nie doprowadziły do premiery.
– Dlaczego?
Nikt nie umiał mi odpowiedzieć na to pytanie.
* * *
W piwniczej przestrzeni Podziemnej Sceny Teatralnej Stowarzyszenia Kamera w Szczecinie udało się zrealizować rembrandtowską lekcję anatomii nie na truchle nieodczuwającym chłodu skalpela, lecz na żywej świadomości i bez znieczulenia.
– W pierwotnym zamiarze reżysera miałem być takim echem, kontekstem dla roli, kreowanej przez mojego kolegę, ale w trakcie prób, wobec ciężaru dramaturgicznego opowieści staliśmy się partnerami. Nie wiem, czy jeden człowiek uniósłby całą tę historię w pojedynkę. Jestem po szkole lalkarskiej. Przyjechałem do Szczecina. Czekałem na angaż. Niewiele miałem do roboty. Typowe: młody aktor po szkole. I dostałem tę propozycję.
Aleks Joński odłożył zawiniątko z bułką, którą próbował ugryźć, wyczerpany i psychicznie wyprany, chłopak w wieku bohaterów sztuki, nigdzie wcześniej nie występujący na wielkiej scenie nawet w roli halabardnika czy lokaja w ogonach klasyki scenicznej. Małe, kameralne przestawienia… Cóż za znakomity, ale jakże brutalny debiut! Od teraz każda nowa rola będzie dla niego taką bułką z masłem?
Nie mogłem nadziwić się pasji, która owładnęła obu aktorów. Reżyser Arkadiusz Buszko nie miał dla nich litości, bo wymagał pełnego zrozumienia tragedii bohatera sztuki. Włożył im w usta treści tyleż szokujące, co wreszcie prawdziwe! Uruchomił ich ciała w ruchu scenicznym, których godzinną sumę gotów byłbym porównać z wiekiem inkwizycji, orężnej we wszystkie jej boską ręką uzbrojone utensylia, skierowane przeciwko człowiekowi. Bóg nie akceptuje odmienności, choć stworzył wszystkich na obraz i podobieństwo swoje. Coś nie zadziałało? Plan idealny zawiódł? Czyja to wina? Chłopaka? Matka i ojciec go odtrącili. Taki był Boży plan?
* * *
Nie, nie, nie… Wszystko zamierzałem napisać i opowiedzieć inaczej. Nie chcę wkładać palca w ranę, a jedynie zadać pytanie: czy rany tej nie dałoby się wreszcie opatrzyć? Ale komu miałbym to powiedzieć? Komu na tym zależy?
Przypominam sobie książkę Tadeusza Bartosia „Mnich”.
Gdy pierwszy raz wziąłem ją do ręki, zaskoczyła mnie koncepcją edytorską. Nie tak jak strona mszału – zdobna w inicjały, złote litery, czerwień pulsującą i treści najwznioślejsze – tylko taka mała, z powierzchnią zarezerwowaną dla tekstu w rozmiarze dwa razy mniejszą niż białe marginesy. Rozdziały najkrótsze z krótkich. Bo oto autor im mniej pisze, tym więcej swoim tekstem mówi.
Tu, w „Świadku”, rzecz wygląda podobnie. A te wrzaski, krzyki, jęki, to zawodzenie ortodoksji i przemocy religijnej jest jedynie przykrym dźwiękiem technicznym.
* * *
Przez pięć lat jeździłem do szkoły autobusem. Lubiłem siadać przy oknie i gdy jesienią zmierzch zapadał szybciej – ja patrzyłem w okna mieszkań w mijanych domach. Spojrzenie trwało ułamek sekundy. Ale wystarczyło, by – mówiąc językiem telewizyjnym – w świadomości zapisać jedną ramkę obrazu, by wiedzieć wszystko o ludziach z tych mieszkań.
Cóż za różnorodność! A w każdej ramce – inne życie.
I tak jest z tą sceniczna drastycznością w sztuce „Świadek”. A skąd wiesz, co dzieje się w domowych azylach? Każdy jest celą dla nieokiełznanych i niewyobrażalnych namiętności. Takich jak nasze? Może nawet gorszych.
Historia „Świadka” przeraża. Uciekam od opisu fabuły, bo cokolwiek pada ze sceny, nie nadaje się do druku. Nie dlatego, że jest z jakiegoś powodu niecenzuralne czy nieprzyzwoite, ale ono wymaga klimatu, kontekstu, bycia oko w oko z tymi ludźmi. Tylko w ten sposób mają oni – poprzez aktorów – szansę przekonać nas do – uwaga – uszanowania ich racji! W takim samym stopniu i zakresie, w jakim my strzeżemy naszej odrębności i niezależności.
Jesteśmy Świadkami. Wszyscy. Każdy wobec drugiego. Także świadkami Jehowy. Ale przede wszystkim świadkami nas samych wobec innych, z którymi los nas połączył. I żadna Ananke nami nie rozporządza. To mit i bzdura.
* * *
Późno już. Dyskusja po spektaklu trwała ze dwie godziny… Wyszedłem niepostrzeżenie, prosto w tę ciągle sierpniową w klimacie aleję Jana Pawła II, zostawiając za plecami wejście do piekła. Wokół wirują słowa. Mieszają się z pierwszymi opadającymi liśćmi.
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest; wszystko jasne? Jasne!
– Zostaw to g… albo stracisz nas, lepiej żebyś był mordercą!
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest; wszystko jasne? Jasne!
– Nie będę mogła kochać Boga, jeśli ci nie pomoże!
– Biada tym, którzy mówią, że dobre jest złe, a złe jest dobre, którzy ciemność przedstawiają jako światło, a światło jako ciemność, którzy gorycz przedstawiają jako słodycz, a słodycz jako gorycz.
– Nie przyjeżdżaj do nas więcej, ciebie trzeba byłoby leczyć psychicznie!
– Religia mnie nie interesuje.
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest; wszystko jasne? Jasne!
– Ja obiecuję poprawę, Jehowo, ja obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Wiem, co ja powinienem zrobić. Ja powinienem jeść mniej przed snem i spać z kimś z rodziny w jednym pokoju, jeżeli pokusy przychodzą do mnie wieczorem. Jeżeli i to nie pomoże, powinienem więcej czytać Biblii, albo więcej się modlić, albo nie – porozmawiać z bratem starszym, ale jeśli i to nie pomaga – powinienem po prostu pójść na spacer, a jeśli i to nie pomaga – powinienem zająć się gimnastyką, a w chwili kuszenia przez szatana, więcej powinienem czytać Biblii.
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest. Wszystko jasne? Jasne!
– Otóż, jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem do grzechu – odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie wejść do życia głodnym lub chromym niż z dwiema rękami i dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego.
– Był Jezus – był; był potop – był, Biblia jest słowem Boga – jest. Wszystko jasne? Jasne!
* * *
Wsiadłem do auta. Silnik zaskoczył, rozświetlił się ekran, na nim mapa, która obróciła się niczym tarcza żyrokompasu. Na ekranie pojawił się napis: „Czy chcesz jechać do domu?”. Dotknąłem palcem słowa „dom”. Auto natychmiast zareagowało. Potwierdziło, że to ja – czynem – decyduję, dokąd pojadę.
Stowarzyszenie Kamera, spektakl „Świadek”.
Przedstawienia dla ok. 20 widzów odbywają się raz w miesiącu. Jeśli nie zbierze się taka liczba chętnych, spektakl może być odwołany.
Scenariusz na podstawie książki Roberta Rienta „Świadek” – Anna Wiśniewska, Michał Przybyszewski, Arkadiusz Buszko; reżyseria – Arkadiusz Buszko; aktorzy – Aleks Joński, Michał Przybyszewski, muzyka – Bartłomiej Hajkiewicz; scenografia – Paweł Kleszczewski, Krzysztof Kuźnicki; wizualizacje, multimedia – Anna Wiśniewska, Krzysztof Kuźnicki. Miejsce: Stowarzyszenie Kamera; al. Papieża Jana Pawła II 17 (wejście od ulicy Mazurskiej) w Szczecinie.
Dla widzów od 15. roku życia.
Review Title
There are many variations of passages of Lorem Ipsum available, but the majority have suffered alteration in some form, by injected humour, or randomised words which don't look even slightly believable. If you are going to use a passage of Lorem Ipsum, you need to be sure there isn't anything embarrassing hidden in the middle of text.If you use this site regularly and would like to help keep the site on the Internet, please consider donating a small sum to help pay for the hosting and bandwidth bill. There is no minimum donation, any sum is appreciated - click here to donate using PayPal. Thank you for your support.
Pros
- Pors Item One
- Pors Item Two
- Pors Item Three
- Pors Item Four
- Pors Item Five
Cons
- Cons Item One
- Cons Item Two
- Cons Item Three
- Cons Item Four
- Cons Item Five